Już kiedyś o tym pisałem. Podziwiam ludzi przedsiębiorczych, odważnych i gotowych działać na własny rachunek. Mam dla nich ogromny szacunek, bo prowadzenie jakiegokolwiek biznesu w Polsce nie jest łatwe. W czasach pandemii, niepewności, częstego otwierania i zamykania, biznesmen poza nerwami ze stali musi jeszcze mieć szczęście.
Opowiadał mi jeden ze znajomych ludzi interesu o procedurze, którą przeszedł w związku z otwarciem sklepu spożywczego. Odwiedziła go pani z sanepidu, której zadaniem było sprawdzenie lokalu pod kątem zgodności z normami sanitarnymi.
Wystarczy, że są
Podczas kontroli oglądała wnikliwie toaletę w sklepie. Sprawdziła, czy prawidłowo została umieszczona na ścianie tablica z instrukcją mycia rąk. Była. Sprawdziła, czy wiszą ręczniki. Wisiały. Czy bateria umywalkowa ma dwa kurki, do ciepłej i zimnej wody. Miała. Zadowolona wyszła ze sklepu, wcześniej wypełniwszy odpowiednie rubryki protokołu.
Czytaj także: Walka o odszkodowania za lockdown to krew, pot i łzy
„I wiesz co – mówi mój przedsiębiorczy kolega – zupełnie nie była zainteresowana tym, czy to wszystko działa. Po prostu nie odkręciła żadnego z dwóch kurków wody. Wystarczyło, że tam były. Że powiesiłem te plastikowe tablice z instrukcją mycia rąk i zdejmowania odzieży roboczej. Tylko to miało dla niej znaczenie. Plansze, nie woda w kranie".