Od kilku tygodni opisujemy rozwiązania podatkowe w Polskim Ładzie. Na wielu nie zostawiamy suchej nitki. Firmy i organizacje też zgłosiły Ministerstwu Finansów swoje uwagi. Dotyczą m.in. ulgi dla klasy średniej. Resort ma teraz o czym myśleć.
Słuchając w lipcu jednej z wypowiedzi wiceministra finansów Piotra Patkowskiego, dowiedzieliśmy się, że w Polsce klasa średnia zaczyna się od zarobków powyżej 4 tys. zł brutto. W taki oto sposób, zarabiając przeciętnie, można wylądować pośród krezusów. I nie wiąże się to od razu z posiadaniem willi, bentleya czy jachtu. Te nadal są przewidziane dla milionerów. Chodzi raczej o wyrobienie przekonania u wyborców, że teraz – dzięki zmianom w podatkach i partii rządzącej – też będą klasą średnią. A że ulgę dla tej klasy zdobędą tylko szczęśliwcy... o tym się nie wspomina. Ma dotyczyć tylko zatrudnionych na etacie. Zleceniobiorcy, pracujący na umowach o dzieło czy samozatrudnieni mogą o niej zapomnieć. Kłopoty z ulgą mogą mieć też korzystający z 50-proc. kosztów uzyskania przychodów, np. programiści, architekci, pracownicy naukowi. I nawet jeśli zarabiają podobnie, zapłacą fiskusowi różne kwoty.
Czytaj też:
"Polski Ład" PiS: ulgi w PIT tylko dla pracowników
Ulga to specjalny algorytm. Współczynniki z ośmioma miejscami po przecinku, nawiasy, dwa różne limity...Ministerstwo twierdzi jednak, że podatnik nie będzie się musiał głowić nad wyliczeniami. Nie dodaje, co się stanie, gdy na koniec roku się okaże, że przekroczył limit o 2 zł. Odpowiem: straci ulgę i dopłaci podatek. Poczuje się jak jaskółka, co biznes z lisem w wierszu Jana Brzechwy robiła. Dogadali się, że z całego plonu, co nad ziemię wystaje, jest jej. A fiskus, jak lis obsadził całe pole marchwią. Gdy przyszło do zbiorów, została z wiązką naci. Jak podatnik z klasy średniej.