Kilkudziesięciu koczujących na granicy uchodźców, efekt działań hybrydowych Białorusi i Rosji, problemy Straży Granicznej z aktywistami to za mało na wprowadzenie stanu wyjątkowego. Nasuwa się więc pytanie, czy stoi za nim kalkulacja polityczna nastawiona na słupki poparcia, czy może rząd coś ukrywa, a wojsko i pogranicznicy nie radzą sobie z sytuacją.
Czytaj także:
Stan nadzwyczajny na rubieży. Jakie szykany są dopuszczalne
Na razie rząd zwrócił się do prezydenta o wprowadzenie stanu wyjątkowego, który ma objąć blisko 200 miejscowości z pasa przygranicznego Lubelszczyzny i Podlasia. Jeżeli Andrzej Duda na to przystanie, będzie mógł wybrać zakres restrykcji. Ma z czego wybierać, bo katalog jest dość pojemny. Może m.in. ograniczyć wolność mediów, wprowadzając cenzurę, która obejmie także media ogólnopolskie. Prasa, internet, telewizja będą musiały podporządkować się decyzjom władz, jeżeli rząd uzna, że leży to w interesie państwa.
Ewentualne wprowadzenie kordonu sanitarnego może z kolei dotknąć lokalne społeczności i biznes. Ograniczony może być nie tylko mały ruch handlowy na terenach przygranicznych, ale też główny kanał transportowy Wschód–Zachód z przejściami granicznymi w Kukurykach i Terespolu. Ucierpieć może i tak już pokiereszowana przez Covid-19 branża turystyczna. Ograniczenia mogą dotyczyć bowiem przemieszczania się osób chcących odwiedzać m.in. Puszczę Białowieską, Knyszyńską czy dolinę Bugu.