Wielu internautów bawią filmiki, w których główny bohater docieka, czy da się jeść parówki z dżemem albo jak wysoką wieżę można ułożyć ze smażonych kawałków kurczaka. Pewnie miłośnikom Wajdy i Kieślowskiego trudno uwierzyć, że autor takich dzieł, niejaki Blowek, ma stałą widownię na poziomie 4,7 mln widzów. Jednak YouTube, w którym ten młodzieniec publikuje swoje dzieła, raczej nie interesuje się parówkową treścią. Widzi natomiast, że te filmy generują taki ruch w sieci, jakby przyglądało się temu całe ponadczteromilionowe województwo śląskie. I sprzedaje reklamy, z których część pieniędzy trafia do twórcy.
Zawodowi aktorzy, scenarzyści i reżyserzy mogą się zżymać, że w ten sposób szmira wypiera prawdziwą sztukę. Intrygująca jest tu jednak nie tylko różnica poziomów artystycznych, ale też nierówność konkurencyjna. Oficjalnie działające wytwórnie filmowe i stacje telewizyjne muszą przecież płacić podatki i inne daniny. Niejeden youtuber, choć wyjada spory kawałek reklamowego tortu, często w ogóle nie płaci podatków, zwłaszcza VAT.
Podobne problemy są nie tylko z filmami. Dzięki różnym platformom internetowym osoby oferujące mieszkania na wynajem stały się poważną konkurencją dla oficjalnie działających firm z branży noclegowej. Wiedzą coś o tym hotelarze z centrów Barcelony, Londynu czy Krakowa. Podobnie zresztą kierowcy Ubera stali się konkurencją dla taksówkarzy. Bo dzięki internetowi takie „niebiznesowe" oferty stały się o wiele łatwiejsze do znalezienia niż kiedyś. Tylko że tradycyjne rozumienie pojęcia podatnika VAT i w ogóle biznesu wymyka się realiom cyfrowego świata. A budżetom wymykają się pieniądze z podatków.
To zjawisko, zwane gospodarką współdzielenia, zostało już dostrzeżone przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) w raporcie z ubiegłego tygodnia. Obroty takiej gospodarki to dziś na świecie prawdopodobnie ponad 200 mld dol., a do 2023 r. mają one wzrosnąć do 455 mld dol. Rosnąca skala takiego lukratywnego niby-biznesu skłoniła tę organizację do wysłania sygnału do rządów krajów członkowskich, w tym Polski: podchodźcie to tego ostrożnie. Z jednej strony należy opodatkować tych, którzy jakoby działalności nie prowadzą, ale zarabiają potężne kwoty. Z drugiej: nie ma sensu tracić czasu i pieniędzy na dochodzenie drobnych danin od kogoś, kto zarabia w ten sposób tylko okazjonalnie. Lepiej wypracować rozsądne uproszczone systemy opodatkowania dla chwilowych gwiazd z YouTube'a albo sezonowych jednopokojowych „hotelarzy".
Bo przecież głupkowata treść filmiku nie może usprawiedliwiać tego, by krociowe zarobki na tych „dziełach" zwolnić od podatków. A jednocześnie – wynajęcie jednego pokoju na kilka letnich tygodni nie powinno być przyczynkiem do ścigania jego właściciela, by zapłacił daniny biznesowe.