Gdy 23 marca 2021 białoruska milicja wkroczyła do jej mieszkania w Grodnie, zdążyła jedynie poinformować na swoim profilu na Facebooku, że wiozą ją na komisariat w rejonie leninowskim. Nie wróciła już do domu. Od roku bez wyroku siedzi w podmińskim więzieniu w Żodzinie.
W październiku obchodziła 48. urodziny, za kratami. Zawsze uśmiechnięta, otwarta i bezpośrednia. Polacy mogą być dumni z takiej rodaczki jak Andżelika Borys. Nie wybrała komfortu, nie poszła na układ z reżimem Łukaszenki. Nie milczała, gdy Białorusini wyszli protestować na ulice swoich miast jesienią 2020 roku. Stała razem z nimi, trzymając w rękach biało-czerwoną flagę obok biało-czerwono-białej, flagi wolnych Białorusinów.
Ci, którzy siedzą w więzieniach, namawialiby dzisiaj ludzi do protestów
Bo wiedziała, że tylko w demokratycznym kraju będzie miejsce dla mniejszości narodowych, że nikt tam nie będzie prześladował polskich organizacji i szkół, zabraniał polskiej kultury czy ograniczał nauki języka.
Wielokrotnie podpadała władzom, zatrzymywano ją i zastraszano. Ale mimo to udało się jej uratować Związek Polaków na Białorusi (ZPB) i zrzeszyć kilka tysięcy aktywnych członków. Nieuznawana przez władze w Mińsku organizacja od lat nie mogła oficjalnie funkcjonować i działała de facto w podziemiu. Ale mimo to przez wielu była uważana za najbardziej skuteczną, najliczniejszą i zdeterminowaną niezależną od reżimu organizację społeczną w kraju.