Pisanie tekstu prognostycznego zawsze wiąże się z ryzykiem. Być może środa, gdy ten felieton się ukazuje, faktycznie będzie dniem, w którym Rosja uderzy na Ukrainę. Może więc będę się mylił w swoich zawartych tu przewidywaniach. Stawiam jednak, że atak nie nastąpi. A w każdym razie nie teraz.
Po pierwsze – przyjęta najpewniej świadomie przez Zachód taktyka zapowiadania ofensywy, nawet w jej najgorszych wariantach (atak totalny, zajęcie Kijowa, celowanie w ludność cywilną), włącznie ze wskazywaniem konkretnego dnia jako terminu spodziewanego ataku, sprawia wrażenie, jakby miała wymusić na Moskwie wycofanie się z takich planów. I faktycznie, zmusiła Kreml do przynajmniej retorycznego zaprzeczania planom inwazji.
Po drugie – do momentu powstania tekstu brakuje jakiegoś spektakularnego pretekstu dla rosyjskiego uderzenia. Absurdalne żądania wysuwane wobec NATO to za mało. Mówimy przecież o zaatakowaniu suwerennego państwa, które żadnego agresywnego zachowania nie przejawia. O niektórych tego typu planach była zresztą mowa na podstawie przecieków z zachodnich wywiadów – trudno uznać, że niezamierzonych – co utrudnia ich realizację.
Czytaj więcej
Wcześniejsze wybory są możliwe. Nie tylko konflikt na Wschodzie sprzyja władzy.
Po trzecie – pretekst jest potrzebny, bo Rosja nie działa w próżni. Reakcja Zachodu, mimo perturbacji, opóźniania decyzji, momentami niespójności działań – okazała się jednak zaskakująco zdecydowana, przynajmniej dotychczas. Działanie na wielką skalę i w dodatku bez pretekstu oznaczałoby, że nawet rządom najbardziej wobec Rosji wyrozumiałym, jak niemiecki, nie udałoby się tej postawy utrzymać. Niemcy zostały zresztą już częściowo zmuszone do jej zmiany, i to nie tylko wskutek nacisków sojuszników, lecz również w wyniku wewnętrznej dyskusji. Na przykład zaskakująco silnej krytyki w głównych niemieckich mediach wysłania Ukrainie 50 tys. hełmów.