Witold M. Orłowski: Spór o polskie reformy wreszcie rozstrzygnięty!

Zbliża się 35. rocznica naszych reform gospodarczych, a Polacy są nadal podzieleni w ich ocenie. Może w rozstrzygnięciu sporu pomogłaby nam rzetelna opinia z zewnątrz?

Publikacja: 22.08.2024 04:30

Wystawa fotografii z okresu czerwcowych wyborów w 1989 r. z archiwum Teatru NN w 30. rocznicę a lube

Wystawa fotografii z okresu czerwcowych wyborów w 1989 r. z archiwum Teatru NN w 30. rocznicę a lubelskim Placu Litewskim

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

Specjaliści od zasobów ludzkich uwielbiają metodę oceny 360 stopni. Pracownika nie ocenia tylko jego przełożony, ale także jego podwładni, współpracownicy, klienci, a wreszcie on sam. Dopiero to daje pełny obraz: często bywa bowiem tak, że pracownik umiejący zdobyć najwyższe uznanie zwierzchnika jest znienawidzony przez podwładnych, a uważający się sam za ideał jest dokładnie odwrotnie oceniany przez klientów i partnerów biznesowych.

Uważam, że dokonując ocen rozwoju gospodarczego Polski, też powinniśmy sięgnąć po rzetelne oceny z zewnątrz. Co o tym rozwoju sądzimy sami, raczej wiadomo. Około połowy Polaków uważa, że w ciągu minionych 35 lat nastąpił cud gospodarczy, dzięki któremu kraj, który w roku 1989 był najwolniej rozwijającym się i drugim z najuboższych krajów Europy (za nami była tylko Albania), odnotował najszybszy wzrost PKB na kontynencie i radykalnie zmniejszył dystans dzielący go od krajów najzamożniejszych.

Z kolei druga połowa Polaków uważa, że w ciągu tych 35 lat doszło do prawdziwej katastrofy. Polska w roku 1989 była kwitnącym, wysoko uprzemysłowionym krajem, produkującym wspaniałe samochody i bezcenny węgiel. Niestety, została zmieniona w ruiny przez prywatyzację, a ostatecznie zaorana przez chytrą Unię Europejską, zalewającą nas swoją produkcją.

Jak tu rozstrzygnąć, kto ma rację? No właśnie, sięgnąć po ocenę 360 stopni. Popatrzeć, jak oceniają nas inni, obserwujący to wszystko z bliska, ale jednak z zewnątrz.

Ostatnio cenne opinie na ten temat wygłosił w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji Aleksander Łukaszenko. Ten uważny obserwator uważa, że nasz kraj popełnił fatalny błąd, przystępując do Unii, dzięki czemu przedsiębiorcy z zachodniej Europy tylko „przywieźli swoje towary do Polski”.

Nie jest w tych poglądach osamotniony, w tzw. raporcie Jakiego stwierdzono to samo. Pokazane tam wyliczenia jasno dowodzą: mimo pozornej nadwyżki Polska traci na handlu z resztą Unii, bo ta zalewa nas swoją produkcją, a większość polskiego eksportu stanowi w rzeczywistości przemycany do nas import z Chin, następnie w niejasnym celu przepakowywany i jako rzekomo polski eksport wysyłany na Zachód. Naprawdę szkoda, że ślady tego cennego raportu zostały starannie usunięte z internetu.

Na szczęście, zdaniem białoruskiego przyjaciela, nasza sytuacja nie jest beznadziejna. Dlaczego? Bo Polacy „żyli razem z nami w obozie socjalistycznym i ten gen jest w nich bardzo głęboko zakorzeniony”. Wystarczy na nowo upaństwowić przedsiębiorstwa, wyjść z Unii Europejskiej i wstąpić do skleconej przez Moskwę Wspólnoty Euroazjatyckiej, a będzie jak na Białorusi.

W świetle tak głębokiej analizy staje się jasne, kto ma rację w polskim sporze. Naiwni apologeci naszych reform twierdzą, że od 35 lat Polska, obok Irlandii, miała najwyższe tempo wzrostu PKB w Europie, a więc odniosła gospodarczy sukces. Białoruś zadaje temu kłam, dając do ręki potężny oręż wszystkim krytykom liberalizmu gospodarczego.

Od momentu objęcia 30 lat temu władzy przez Łukaszenkę białoruski urząd statystyczny raportuje tempo wzrostu PKB podobne jak u nas. A dlaczego w tym samym czasie dystans gospodarczy pomiędzy Polską a jej wschodnim sąsiadem ponaddwukrotnie wzrósł, a około 300 tys. Białorusinów wyemigrowało za chlebem do naszego kraju, dokładnie nie wiadomo.

CV

Witold M. Orłowski

główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Specjaliści od zasobów ludzkich uwielbiają metodę oceny 360 stopni. Pracownika nie ocenia tylko jego przełożony, ale także jego podwładni, współpracownicy, klienci, a wreszcie on sam. Dopiero to daje pełny obraz: często bywa bowiem tak, że pracownik umiejący zdobyć najwyższe uznanie zwierzchnika jest znienawidzony przez podwładnych, a uważający się sam za ideał jest dokładnie odwrotnie oceniany przez klientów i partnerów biznesowych.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację