Maciej Stańczuk, Roman Żytek: Porzućmy model pseudorozwoju Polski

Rozwój kraju oparty jest obecnie na wzroście napędzanym konsumpcją indywidualną, a nie na stymulujących wzrost wydajności inwestycjach. Nowa wizja gospodarcza powinna powstać jak najszybciej.

Publikacja: 13.08.2024 04:30

Maciej Stańczuk, Roman Żytek: Porzućmy model pseudorozwoju Polski

Ulica, Warszawa, przechodnie, Polacy

Foto: AdobeStock

Zauważamy od pewnego czasu nawoływania do skończenia z rzekomą polityką „niedasizmu i imposybilizmu” rządu wybranego w wyborach 15.10.2024 r. Politykę kończenia z niedasizmem i imposybilizmem widzieliśmy przez osiem lat władzy PiS. Mieliśmy nadzieję, że trafi ona na śmietnik historii, gdzie jej miejsce. W jej efekcie mamy przecież dzisiaj z jednej strony unijną procedurę nadmiernego deficytu, a z drugiej zmarnowane miliardy publicznych pieniędzy, utopione w projektach typu elektrownia Ostrołęka, przekopy, promy, bloki węglowe czy pronatalistyczne transfery socjalne, które nie zapobiegły katastrofie demograficznej.

Zmarnowane na nieefektywne inwestycje środki powinny były zostać wydane na inwestycje konieczne dla umacniania konkurencyjności gospodarki. W zastraszającym tempie tracimy ją z powodu zaniechań we wdrażaniu transformacji energetycznej. Polska ma najgorszy miks źródeł energii i najdroższy prąd w Europie.

Równocześnie polska gospodarka – zarówno produkcja, jak i konsumpcja – jest dalej relatywnie energochłonna. Rosnące koszty energii już zaczęły wypędzać z Polski energochłonny przemysł, który jest podstawą naszego modelu gospodarczego od 1989 r. (a ściślej, to co najmniej od 1945 r.). Rosnące koszty i ceny detaliczne nośników energii powodują spadek realnej siły nabywczej społeczeństwa. To wpłynie negatywnie na tempo wzrostu popytu i spowoduje spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego w porównaniu z możliwościami kraju w warunkach optymalnej polityki gospodarczej.

Etatyzacja jak w początkach PRL

Osiem lat rządów PiS upłynęło pod znakiem kreślenia ogromnych projektów gospodarczych, które miały być realizowane przez sektor publiczny. Niestety, jednym z głównych osiągnięć tego okresu stała się dalsza etatyzacja gospodarki. Osiągnęła ona skalę i tempo wprost rewolucyjne, porównywalne z pierwszymi latami PRL. Nie był to jednak autorski wymysł PiS, gdyż romans z odchodzeniem od gospodarki rynkowej zaczął się znacznie wcześniej, przed 2015 r.

Jednak wówczas działały jeszcze instytucje gospodarki rynkowej, które potrafiły zatrzymać najbardziej szkodliwe projekty (jak monopolizacja energetyki). W latach rządów PiS zostały one praktycznie ubezwłasnowolnione – ówczesne szefostwo UOKiK powinno uderzyć się w piersi i przeprosić za niechronienie interesów konsumentów oraz przyzwolenie na stosowanie praktyk jednoznacznie monopolistycznych, z wielką szkodą dla interesu nie tylko publicznego, ale też długookresowego interesu samych monopolistów. W integrującej się Europie lokalni monopoliści zawsze będą skazani na utratę konkurencyjności międzynarodowej i nieuchronną utratę samodzielności na rzecz silniejszych podmiotów z innych państw, nie tylko UE.

Przemodelowanie projektów PiS

Obecna koalicja rządząca zapowiedziała głęboki audyt i weryfikację planów poprzedniej ekipy, co samo w sobie było słuszne. Żaden z najpopularniejszych projektów inwestycyjnych PiS na razie jednak nie został porzucony. Są one dopasowywane do realiów pod względem potrzeb oraz możliwości nie tylko budżetu państwa, ale i gospodarki.

Rząd przemodelował projekt budowy CPK w części kolejowej, stawiając na budowę kolei szybkich prędkości. Niepewne są losy projektu samochodu elektrycznego. Rząd premiera Morawieckiego wydał na „Izerę” 500 mln zł i zaplanował kolejne 5 mld zł z KPO, których nie potrafił pozyskać. Trudno uwierzyć w to, że państwowi menedżerowie będą w stanie poprowadzić tak skomplikowany projekt budowy, ale przede wszystkim komercjalizacji bardzo kapitałochłonnego przedsięwzięcia w kraju, który był co najwyżej montownią dla dużych graczy międzynarodowych.

Decyzja, czy partnerem mogą być Chińczycy (z Geely), leży w sferze bardziej geopolityki niż biznesu. Nie ma jednolitej opinii w obecnym rządzie, czy ten projekt należy kontynuować, na razie finansowanie przesunięto z części grantowej na pożyczkową. Projekt musi się więc rynkowo bronić.

Bardzo ważnym projektem z racji konieczności transformacji energetycznej, która miała być DNA nowej koalicji rządowej, jest budowa energetyki atomowej zarówno dużej, jak i małej (SMR). Projekt w Choczewie jest realizowany bez większych zmian. Nowy rząd urealnił jego harmonogram, choć nadal niewiele wiadomo o finansowaniu czy mechanizmach wsparcia. Szkoda, bo koszty finansowe stanowią aż 70 proc. kosztów projektu, stąd dobrze byłoby, gdyby inwestor (spółka PEJ) poinformował opinię publiczną nie tylko o wydłużającym się harmonogramie, ale przede wszystkim o modelu wsparcia z budżetu państwa. Będzie ono bowiem miało wpływ na długoterminowy koszt energii w Polsce, czyli także na konkurencyjność przemysłu.

Możliwe jest, że wkrótce poznamy decyzję o lokalizacji kolejnych trzech reaktorów oraz wyborze partnera technologicznego. Po zamrożeniu projektu w Pątnowie, gdzie partnerem technologicznym miał być koreański KHNP, decyzja o wyborze albo technologii Westinghouse’a z USA, albo EdF z Francji będzie miała charakter geopolityczny.

Natomiast w przypadku modułowych reaktorów jądrowych (SMR) jedynym projektem, który jest praktycznie, a nie tylko teoretycznie realizowany, jest quasi-pionierskie wspólne przedsięwzięcie GE Hitachi i OSGE (spółka Orlenu i prywatnej firmy Synthos Green Energy). Bardzo trzymamy kciuki za ten projekt, gdyż udział prywatnego inwestora zapewnia racjonalność i dotrzymywanie harmonogramów. Ponadto Polska może stać się pionierem tych projektów na skalę światową, z których pierwszy już znajduje się w fazie realizacji w Kanadzie. Budowa lokalnego łańcucha dostawców stanowi wyjątkową szansę dla polskich przedsiębiorstw, która nie może zostać zaprzepaszczona. Nie może być zatem mowy o wstrzymaniu publicznych inwestycji rozwojowych, tylko o ich sprowadzeniu do realiów rynkowych.

Konieczna konsolidacja finansów publicznych

W związku z dużymi wyzwaniami, przed którymi stoją polskie finanse publiczne w najbliższych latach, nieuchronna wydaje się być ich konsolidacja. Poprzednia unijna procedura nadmiernego deficytu skutkowała zamrożeniem płac w sektorze publicznym na pięć lat.

Miejmy nadzieję, że obecny proces obniżania deficytu, choć rozłożony na kilka lat, skłoni politycznych decydentów do większej racjonalizacji wydatków budżetowych, bardziej przemyślanego wydawania każdego złotego. Ścieżka konsolidacji finansów publicznych powinna zostać przedyskutowana nie tylko na posiedzeniach rządu, ale też wypracowana w ścisłej współpracy z autorytetami ekonomicznymi.

Potrzebny jest nowy program gospodarczy

Należałoby też oczekiwać od rządu wypracowania nowego programu gospodarczego, a przynajmniej jakiejś jego wizji. Trochę śmiesznie wygląda np. rządowy Wieloletni Plan Finansowy Państwa na lata 2024–2027, który wprost odnosi się do słusznie zapomnianej strategii odpowiedzialnego rozwoju premiera Morawieckiego.

Strategia ta jak najszybciej powinna być zastąpiona nowym dokumentem wypracowanym przez obecną koalicję nie tylko po to, by nie kłuła w oczy jej adresatów (m.in. Komisji Europejskiej czy polskiej opinii publicznej). Demonopolizacja, decentralizacja gospodarki, a także wyklęte słowo „prywatyzacja” powinny powrócić do debaty publicznej, a nie być obiektem szyderstw fanów realnego socjalizmu przebranych tym razem w szaty werbalnego antykomunizmu.

Status quo obecnego modelu pseudorozwoju Polski musi zostać jak najszybciej porzucony. Oparty jest on bowiem na wzroście napędzanym konsumpcją indywidualną, a nie na stymulujących wzrost wydajności inwestycjach, których udział w PKB jest na najniższym poziomie w UE (17,1 proc. w 2023 r.). Przy tak niskim poziomie inwestycji gospodarka skazywana jest na brak innowacji, na które po prostu nie starcza pieniędzy.

Z kolei niski poziom inwestycji jest pośrednio wynikiem bardzo niskiej stopy oszczędności w polskiej gospodarce. Wysoka ich stopa podniosłaby odporność i wiarygodność długoterminowego rozwoju kraju – właśnie dzięki oszczędnościom jest możliwe finansowanie inwestycji, które z kolei przynoszą wzrost wydajności i konkurencyjności. Kraje o wysokiej stopie oszczędności krajowych (tak jak gospodarstwa domowe o wysokich oszczędnościach) lepiej amortyzują szoki zewnętrzne i wewnętrzne.

Różnica w stopie oszczędności między poszczególnymi krajami ma wpływ na ich potencjał gospodarczy, co jest szczególnie istotne w warunkach unii walutowej. Spełnienie formalnych kryteriów konwergencji jest nawet mniej ważne niż zwiększanie stopy oszczędności, która w przypadku Polski wyniosła średnio 18,5 proc. w latach 1995–2022. W 2022 r. wzrosła do 20,8 proc., jednak MFW przewiduje jej spadek w ciągu najbliższych pięciu lat do 19,6 proc., jeśli polityka gospodarcza radykalnie się nie zmieni.

To bardzo zły trend, który musi zostać odwrócony, bo transfery z budżetu UE będą w kolejnych latach coraz mniejsze, a przecież potrzebujemy inwestycji, by podnieść produktywność i co najmniej utrzymać obecny poziom konkurencyjności naszych firm. Niedobór krajowych oszczędności powoduje też, że Polska staje się coraz mniej atrakcyjnym krajem dla zagranicznych inwestycji.

Jak dogonić Niemców

Gdybyśmy mieli ambitny plan dogonienia Niemców czy Austriaków (tam średnia stopa oszczędności w latach 1995–2022 wyniosła 26 proc., a w 2030 r. wedle MFW ma wynieść nawet 30 proc.), nie wspominając o krajach Azji Południowo-Wschodniej (Malezja miała 33 proc. w 2022 r.), mielibyśmy szansę na szybszy wzrost gospodarczy i społeczny. I szybsze dogonienie pod względem rozwoju najwyżej rozwiniętych państw UE, o czym tak marzą polscy politycy, ale nie mówią, jak chcą to osiągnąć.

Gdyby udało się Polsce osiągnąć stopę oszczędności w 2028 r. na przeciętnym unijnym poziomie ok. 25 proc. (zamiast prognozowanego spadku), to powstałyby dodatkowe oszczędności warte 270 mld zł, które przyczyniłyby się do zwiększenia stopy inwestycji. Mogłoby to ponadto radykalnie zmienić debatę gospodarczą i polityczną o roli Polski w UE i członkostwie w strefie euro.

PiS-owski pomysł na politykę gospodarczą, polegający na finansowaniu pęczniejącego deficytu finansów publicznych długiem w warunkach przyzwoitej koniunktury zewnętrznej, powinien zostać porzucony na rzecz strategii budowania nowoczesnego państwa. Ono ułatwi obywatelom osiągnięcie finansowej samodzielności bez uciekania się do systemu dotacji rujnującego nie tylko budżet, ale też ograniczającego mechanizmy gospodarki rynkowej.

Dlatego reforma polskich finansów publicznych powinna poprzez zachęty do oszczędzania przekształcić nasz system opieki społecznej z kosztownego modelu redystrybucyjnego na model oparty na oszczędnościach prywatnych. Reforma taka powinna zachęcać do ciągłej akumulacji kapitału i wpływać na praktyki zarządcze w firmach, co skutkowałoby zwiększeniem aktywizacji zawodowej ludności i podniosłoby wydajność pracy. Nie możemy się chełpić „politycznym złotem” w postaci jednego z najniższych w Europie wieków przechodzenia na emeryturę, skoro nam się to matematycznie nie spina.

Projekt podniesienia stopy oszczędności i oszczędności w Polsce nie jest zadaniem krótkookresowym, musi potrwać całe dziesięciolecia. Dlatego nowa wizja gospodarcza kraju powinna być sformułowana jak najszybciej. Wobec braku istotnych inicjatyw politycznych po wyborach 15 X 2023 r., a co gorsze zmian w retoryce publicznej, która nadal oczernia osoby oszczędzające i inwestorów, stopa oszczędności w Polsce pozostanie niska, ze wszystkimi negatywnymi tego konsekwencjami. A Polska nie będzie wykorzystywać swojego potencjału rozwojowego i będzie bardzo podatna na najmniejsze nawet szoki zewnętrzne.

CV

Maciej Stańczuk jest prezesem Rafako, członkiem BCC i TEP.
Dr Roman Żytek jest ekonomistą

Zauważamy od pewnego czasu nawoływania do skończenia z rzekomą polityką „niedasizmu i imposybilizmu” rządu wybranego w wyborach 15.10.2024 r. Politykę kończenia z niedasizmem i imposybilizmem widzieliśmy przez osiem lat władzy PiS. Mieliśmy nadzieję, że trafi ona na śmietnik historii, gdzie jej miejsce. W jej efekcie mamy przecież dzisiaj z jednej strony unijną procedurę nadmiernego deficytu, a z drugiej zmarnowane miliardy publicznych pieniędzy, utopione w projektach typu elektrownia Ostrołęka, przekopy, promy, bloki węglowe czy pronatalistyczne transfery socjalne, które nie zapobiegły katastrofie demograficznej.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację