Sierpień był zawsze trudnym miesiącem dla prasy – i nie zmieniło tego pojawienie się internetu. Wszyscy na wakacjach, nic się nie dzieje, redaktorzy płaczą, bo nie mają czym zapełnić szpalt. Czego to nie wymyślano! W sierpniu 1973 r. prasa pisała, że wiewiórki odkryły zakopane w ziemi narkotyki, najadły się ich i opanowały jedno z angielskich miast. W 2009 r. – że delfiny umieją podpisywać się za pomocą ogonów, w 2019 r. – że prezydent Trump rozważa użycie rakiet z głowicami nuklearnymi dla powstrzymania huraganów zagrażających Florydzie (zresztą może i rozważał). Ale praźródłem tego wszystkiego była zapewne wiadomość z sierpnia 1933 r., że w jeziorze Loch Ness nareszcie zobaczono słynnego potwora.
Dwa dni temu pierwsze strony gazet krzyczały: „krach na giełdach całego świata!”. Informacje były rzeczywiście alarmujące. Najpierw spadł o 14 proc. indeks giełdy tokijskiej (najbardziej od 1987 r.). Potem w ślad za nim ruszyły inne giełdy azjatyckie, następnie – po przebudzeniu – giełdy europejskie, a w końcu i amerykańskie (w Europie i Ameryce spadki były mniejsze, bo tylko 4–5-proc.). Analitycy zaczęli natychmiast spekulować, co to może oznaczać. Początek finansowego armagedonu? Globalną recesję? Powtórkę ze straszliwego roku 2008?
Nic na to jak, na razie, nie wskazuje. Albo może inaczej: sytuacja światowej gospodarki jest rzeczywiście niezbyt dobra, ale to nie oznacza jeszcze ryzyka wielkiego kryzysu. Obecna fala paniki w Tokio (która później obiegła świat) zaczęła się od kiepskich informacji z USA, gdzie bezrobocie wzrosło z 4,1 proc. do 4,3 proc. Niby niedużo, ale wzbudziło to falę spekulacji, czy gospodarce amerykańskiej grozi recesja. Raczej nie, produkcja przemysłowa i PKB rosną, nastroje konsumentów są nie najgorsze, a inflacja jest pod kontrolą. Ale kto wie? A już na pewno wszystko to sugeruje możliwość obniżek stóp procentowych przez Fed.
No tak, ale w uzależnionej od eksportu, tkwiącej od 30 lat w stagnacji, a obecnie znów wpadającej w recesję Japonii wywołało to alarm. Niższe stopy w USA oznaczają perspektywę wzmocnienia kursu jena wobec dolara. A jeśli do tego dojdzie tam do recesji, dla japońskiej gospodarki byłaby to katastrofa. No i zaczęła się wyprzedaż akcji.
Kiedy obudzili się Europejczycy, wieści z Azji ich przeraziły. Tuż pod bokiem wojna, nastroje są niedobre, Niemcy tkwią od roku w recesji, której końca nie widać. A teraz jeszcze panika w Japonii… Dwa najważniejsze dla Niemców rynki eksportowe to USA i Chiny. Więc gdyby tam doszło do recesji, a w Chinach do dalszego spowolnienia wzrostu, dodając do tego problem z drogą energią… Horror. No i Europa poszła w ślad za Azją.