Piotr Skwirowski: Praca sezonowa może mieć gorzki smak

Rynek pracy sezonowej przechodzi zmiany. Podczas gdy część firm narzeka na brak chętnych do pracy, inne mogą w nich przebierać. Liczą się pieniądze, ale nie tylko. No i trzeba uważać na „okazje”.

Publikacja: 09.07.2024 04:30

Piotr Skwirowski: Praca sezonowa może mieć gorzki smak

Foto: Bloomberg

Lato to tradycyjnie potężny wzrost zapotrzebowania na pracowników sezonowych. Nie tylko w rolnictwie, ale też gastronomii, hotelach, przy sprzedaży pamiątek. Kartki z ofertami pracy na witrynach i drzwiach barów, restauracji, lodziarni, kawiarni i wszelkiego rodzaju punktów usługowych, zwłaszcza w kurortach wakacyjnych, to wręcz nierozerwalny element wakacyjnego krajobrazu.

Praca sezonowa: brak rąk do pracy albo nadmiar chętnych

W tym roku na rynku pracy sezonowej mamy ciekawe zjawisko. Jak się bowiem okazuje, część pracodawców narzeka na absolutny brak rąk do pracy. „Nie ma chętnych” – rozkładają ręce. Z drugiej jednak strony są oferty pracy wakacyjnej, o które chętni wręcz się biją. Słychać o przypadkach ogłoszeń zamieszczanych w internecie, gdzie o jedno miejsce pracy walczy tysiąc i więcej osób.

Oczywiście znaczącą rolę odgrywają tu pieniądze. Propozycje pracy za 10 tys. zł miesięcznie lub nawet więcej przyciągają rzesze zainteresowanych. Nie są to dziś pieniądze, o które będzie się bić doświadczony kucharz, ale dla młodych ludzi, studentów, to już atrakcyjna oferta, zwłaszcza jeśli dodatkowo można liczyć na napiwki czy jakiś dodatek uzależniony od sprzedaży. Znacznie trudniej znaleźć chętnych do pracy na tzw. zmywaku. Tu i pieniądze mniejsze, i atrakcyjność zajęcia nie zachęca.

Inna sprawa, że wzrost płacy minimalnej i tak mocno popchnął zarobki w górę. Minimalna stawka godzinowa to już nieco ponad 28 zł. To podniosło atrakcyjność wynagrodzenia wakacyjnego, zwłaszcza w przypadku ludzi młodych, którzy nie płacą PIT. Jest tu oczywiście druga strona medalu, czyli wzrost kosztów po stronie pracodawców. Czy pospinają swoje biznesy? Jak je pospinają? Rachunki grozy i postępujący downsizing, czyli zmniejszanie się porcji w barach i restauracjach, to niestety nie mity.

Uwaga na „okazje” w ofertach pracy wakacyjnej

Wróćmy jednak do ofert pracy. Przy wyborze tych z pozoru najatrakcyjniejszych warto uważać. 10–12 tys. zł pensji za pracę przy sprzedaży pamiątek albo w budce z zapiekankami? Lepiej ustalić, czy nie jest tak, że właściciel wlicza w to potencjalną prowizję od sprzedaży, a pułap, o którym informuje w ogłoszeniu, to mrzonki? Nie brak też „atrakcyjnych” ofert, w których warunkiem zatrudnienia jest przejście szkolenia. Odpłatnego. Gwarancji zatrudnienia po szkoleniu nie ma. Inna propozycja to praca pod warunkiem założenia rachunków w instytucjach finansowych. Nawet kilku. „Pracodawca” zgarnia prowizje i znika.

Oszuści nie mają wakacji. A rynek pracy sezonowej nie jest wolny od „okazji”.

Lato to tradycyjnie potężny wzrost zapotrzebowania na pracowników sezonowych. Nie tylko w rolnictwie, ale też gastronomii, hotelach, przy sprzedaży pamiątek. Kartki z ofertami pracy na witrynach i drzwiach barów, restauracji, lodziarni, kawiarni i wszelkiego rodzaju punktów usługowych, zwłaszcza w kurortach wakacyjnych, to wręcz nierozerwalny element wakacyjnego krajobrazu.

Praca sezonowa: brak rąk do pracy albo nadmiar chętnych

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację