Jeśli ktoś się spodziewał, że sama zmiana rządu w cudowny sposób doprowadzi do radykalnego zakończenia kłopotów gospodarczych, może czuć się nieco rozczarowany. Wzrost gospodarczy rzeczywiście powrócił, ale póki co jest słaby i oparty wyłącznie na konsumpcji, przy niezbyt imponujących wskaźnikach wzrostu inwestycji i eksportu. A przecież cud gospodarczy po prostu nam się należy!
Cuda gospodarcze czasem się w historii zdarzały. Był cud niemiecki, czyli błyskawiczna odbudowa zrujnowanej wojną zachodniej części kraju po szokowej liberalizacji i reformie walutowej Ludwiga Erharda. Był cud azjatycki, czyli niewiarygodnie szybki rozwój najpierw Japonii, potem gromadki „małych tygrysów”, a wreszcie Chin. Był cud irlandzki, dzięki któremu biedny wyspiarski kraj stał się w ciągu dekady jednym z najbogatszych w Europie. Ale jak twierdzą badacze tych nadprzyrodzonych zjawisk, były to (cytując tytuł operetki Bogusławskiego) „cuda mniemane”, mające w rzeczywistości bardzo solidne i całkowicie realne podstawy. Niemcy były w ruinach, ale pod tymi ruinami czekały na uruchomienie najlepsze technologie i świetnie wykwalifikowani ludzie. W Azji niezwykłej pracowitości i oszczędności mieszkańców towarzyszył nieskrępowany dostęp do amerykańskiego rynku, przez dekady wchłaniającego gwałtownie rosnący import. A Irlandia znalazła się we właściwym czasie we właściwym miejscu, stając się przyczółkiem dla amerykańskich gigantów lokujących setki miliardów dolarów swoich europejskich inwestycji.
Polska gospodarka oczywiście też ma swoje potężne atuty, na które możemy w najbliższych latach liczyć. Nasi przedsiębiorcy są rzutcy i ekspansywni, nasi pracownicy są nieźle wykształceni i ciągle jeszcze nieznacznie tańsi od zachodnioeuropejskich, nasza gospodarka jest zdywersyfikowana i bardzo elastyczna, nasze członkostwo w Unii i idący w ślad za tym dostęp do unijnego rynku nie wydają się zagrożone, nasze inwestycje publiczne mogą być nadal wspierane unijnymi miliardami.
Ale jednocześnie polska gospodarka musi się liczyć z potężnymi wyzwaniami, którym będzie musiała sprostać, jeśli wzrost produkcji i dochodów ma w trwały sposób przyspieszyć.
Minione osiem lat pozostawiło po sobie – o czym w ostatnich latach nieraz pisałem – osłabione podstawy rozwoju. Jakość działania instytucji publicznych uległa osłabieniu, warunki prowadzenia działalności – pogorszeniu, wzrosło postrzeganie korupcji. Polityka wspierania konsumpcji kosztem oszczędności i inwestycji spowodowała, że osiągnęliśmy najniższą w historii relację inwestycji do PKB. Zapóźnienia w zakresie transformacji energetycznej mogą prowadzić do najwyższych cen energii w Europie. Stabilność finansowa i zaufanie do pieniądza uległy osłabieniu. Trendy demograficzne powodują, że będziemy mieli problem z dostateczną podażą pracy. A otoczenie gospodarcze (oczywiście nie z naszej winy) jest bardzo złe: na wschód od nas wojna, na zachód od nas fatalne nastroje i recesja.