Krzysztof Adam Kowalczyk: Płaca minimalna i syndrom Świętego Mikołaja

Byłoby dobrze, gdyby przepisy o płacy minimalnej precyzyjniej określały granice, w jakich mogą ją podnosić politycy. I chroniły nie tylko interes pracowników, ale i pracodawców.

Aktualizacja: 14.06.2024 06:11 Publikacja: 14.06.2024 04:30

Krzysztof Adam Kowalczyk: Płaca minimalna i syndrom Świętego Mikołaja

Foto: Fotorzepa, Michał

Przedsiębiorcy, trzymajcie się za kieszenie. Święty Mikołaj już grasuje, choć do gwiazdki jeszcze ponad pół roku. Właśnie zawitał do Kancelarii Premiera. I przygotował prezent dla ponad 3 mln Polaków. Na wasz koszt. W styczniu 2025 r. płaca minimalna ma być 9 proc. większa niż w styczniu tego roku (przy prognozowanej na 2024 r. dwa razy niższej inflacji ).

Wiosenno-letnia szarża Świętego Mikołaja to już tradycja. W okolicach czerwca każdy rząd ogłasza pierwszą przymiarkę do płacy minimalnej na rok kolejny. I daje szansę związkom oraz pracodawcom, by się dogadali w tej sprawie. A jeśli się nie dogadają, co zdarza się regularnie, sam ustala kwotę podwyżki minimum, w latach wyborczych – jak za PiS – zawstydzając związkowców, że zażądali mniej.

Dlaczego nadmierne podwyżki płacy minimalnej mogą zaszkodzić

Politycy dają owe podwyżki z cudzej kieszeni – pracodawców, więc mają gest. W efekcie w ostatnich latach szybko podnoszone minimum spłaszczało strukturę płac w firmach (ale i w niedopłacanej budżetówce), wywołując naciski płacowe ze strony lepiej kwalifikowanych pracowników. Przy ograniczonej możliwości wrzucenia wzrostu kosztów w ceny pogarszało to sytuację ekonomiczną wielu firm. Wiele zaś firm mikro i małych skłaniało się do zatrudniania ludzi na część etatu i płacenia pod stołem.

W długim terminie polityka nadmiernego windowania minimum, spłaszczając strukturę płac, likwiduje premię za lepsze wykształcenie i wyższe kwalifikacje, co zapewne odbijać się będzie na innowacyjności gospodarki. A także utrudnia rozkręcanie biznesu w słabiej rozwiniętych regionach i mniej produktywnych branżach. Dlatego regularnie pojawia się postulat regionalnej płacy minimalnej.

Dobrze byłoby, gdyby polskie przepisy wprowadzane przy okazji implementacji unijnej dyrektywy o płacy minimalnej precyzyjnie określały granice, w jakich mogą się poruszać politycy. I chroniły nie tylko interes pracowników (dyrektywa mówi o minimum 50 proc. średniej płacy albo 60 proc. mediany), ale i pracodawców.

Czytaj więcej

Firmy w potrzasku. Negatywne skutki podwyżki najniższych płac

Wynagrodzenia i tak będą rosły

Nikt nie podważa tego, że minimum płacowe powinno zapewnić godne wynagrodzenie chroniące pracownika przed ubóstwem. Tyle że czasy wysokiego bezrobocia mamy dawno za sobą i niedobór pracowników zachęca firmy do konkurowania o nich. Sztuczne przyspieszanie wzrostu płac w Polsce już powoduje odpływ ludzi z zakładów wymagających więcej pracy do tańszych krajów Unii, jak Rumunia. Polskie minimum sytuuje nas między Cyprem a Portugalią, a przed Czechami, Słowacją czy Węgrami, nie mówiąc już o wspomnianej Rumunii.

Zgoda, nie będziemy wiecznie opierać polskiego modelu gospodarczego na konkurencyjności płac. Ale też nie należy sztucznie przyspieszać ich wzrostu ponad wzrost produktywności, bo ma to niepożądany skutek w postaci wyższej inflacji.

W otwartej gospodarce, jaką jest Polska, wynagrodzenia i tak będą rosły. Bez nadmiernego poganiania pracodawców. Święty Mikołaj powinien to wiedzieć, przecież łagodnie traktuje swoje renifery.

Przedsiębiorcy, trzymajcie się za kieszenie. Święty Mikołaj już grasuje, choć do gwiazdki jeszcze ponad pół roku. Właśnie zawitał do Kancelarii Premiera. I przygotował prezent dla ponad 3 mln Polaków. Na wasz koszt. W styczniu 2025 r. płaca minimalna ma być 9 proc. większa niż w styczniu tego roku (przy prognozowanej na 2024 r. dwa razy niższej inflacji ).

Wiosenno-letnia szarża Świętego Mikołaja to już tradycja. W okolicach czerwca każdy rząd ogłasza pierwszą przymiarkę do płacy minimalnej na rok kolejny. I daje szansę związkom oraz pracodawcom, by się dogadali w tej sprawie. A jeśli się nie dogadają, co zdarza się regularnie, sam ustala kwotę podwyżki minimum, w latach wyborczych – jak za PiS – zawstydzając związkowców, że zażądali mniej.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację