Witold M. Orłowski: Donald Trump i bezpieczeństwo Polski

Kiedy Donald Trump ogłasza, że Stany Zjednoczone nie powinny bronić tych krajów NATO, które same nie wydają dosyć na obronę, ciarki przechodzą po plecach.

Publikacja: 15.02.2024 03:00

Trump od dawna twierdzi, że NATO jest „martwe”, Unia Europejska jest wrogiem USA, a Putin – wspaniał

Trump od dawna twierdzi, że NATO jest „martwe”, Unia Europejska jest wrogiem USA, a Putin – wspaniałym przywódcą, z którym w 24 godziny załatwi sprawę Ukrainy.

Foto: AFP

Czy te słowa są tylko niegroźną przedwyborczą retoryką? Raczej nie. Trump od dawna twierdzi, że NATO jest „martwe”, Unia Europejska jest wrogiem USA, a Putin – wspaniałym przywódcą, z którym w 24 godziny załatwi sprawę Ukrainy. Wprawdzie Kongres przyjął ustawę, która utrudnia prezydentowi szybkie wycofanie kraju z NATO, ale nie należy z tym wiązać przesadnych nadziei. Po to, by sparaliżować sojusz, wystarczy decyzja o wycofaniu części wojsk amerykańskich z Europy (do tego prezydent nie potrzebuje zgody Kongresu). Wyrażane przez część naszych polityków przekonanie, że „nas to nie dotyczy”, jest zwykłą ułudą. Jeśli USA zamkną swoje bazy w Niemczech, w razie napaści nie będą miały jak pomóc militarnie Polsce, nawet jeśli bardzo by tego chciały. Słynny art. 5 traktatu waszyngtońskiego każe im wówczas podjąć wszelkie działania, jakie uznają za konieczne, ale nie każe im wcale używać w tym celu wojska. W końcu aneksji przez Stalina krajów bałtyckich USA też się sprzeciwiły, do końca odmawiając jej formalnej akceptacji. Co nie zmieniało faktu, że przez niemal pół wieku kraje bałtyckie były rosyjskimi koloniami.

Czytaj więcej

Witold M. Orłowski: Dlaczego Trump może wygrać

Argumenty Trumpa trafiają wielu Amerykanom do przekonania

Główny problem leży jednak w tym, że argumenty Trumpa trafiają wielu Amerykanom do przekonania (tak jak ponad 80 lat temu przemawiały do nich słowa izolacjonistów, że USA nie mają żadnego powodu, by mieszać się w europejskie wojny i sprzeciwiać Hitlerowi).

No bo rzeczywiście, amerykańskiemu wysiłkowi na rzecz wspólnej obrony nigdy nie towarzyszył równy wysiłek Europejczyków. W latach 1960–1990 USA wydawały na obronę średnio 7 proc. PKB rocznie, a ich europejscy sojusznicy – 3 proc. (poza wydającą 5,5 proc. Wielką Brytanią). Od czasu upadku komunizmu wydatki amerykańskie spadły do 4 proc. rocznie, a w Europie – do 1,6 proc.

Wielu Amerykanów uważa, że w ten sposób USA broniły politycznych sojuszników i hodowały gospodarczych wrogów. Wydając mniej na obronę, Niemcy mogli stosować niższe podatki, ich kraj mógł się rozwijać nieco szybciej, a dziś zalewać amerykański rynek swoimi samochodami (jeszcze bardziej oszukali prostodusznych Amerykanów Japończycy, wydając na obronę 1 proc. PKB i jeszcze skuteczniej podbijając ich rynek). Ekonomiści twierdzą, że źródeł gospodarczego sukcesu Niemiec i Japonii należy szukać gdzie indziej, a USA również skorzystały na wydatkach militarnych, stając się dzięki nim główną potęgą technologiczną świata. Ale dla wielu Amerykanów rachunek jest prostszy: my płacimy za ich obronę, a oni nas oszukują, sprzedając nam swoje auta. Dokładnie tak, jak mówi Trump.

Czytaj więcej

Których państw NATO Donald Trump nie broniłby przed Rosją?

Europa musi wytrącić główny argument z rąk izolacjonistów, zwiększając wydatki na obronę

Wnioski z tej sprawy są oczywiste. Niezależnie od tego, co będzie chciał zrobić nowy prezydent USA, Europa musi wytrącić główny argument z rąk izolacjonistów, zwiększając wydatki na obronę. Jeśli Niemcy (notabene słusznie) uważają, że z powodów historycznych ich kraj nie ma prawa być militarną potęgą, mogą rozwiązać ten problem, przekazując pieniądze na wspólne działania NATO. A my musimy się liczyć z tym, że pewnego dnia sojusz z USA może się okazać niewystarczający dla zapewnienia Polsce obrony. Nasze bezpieczeństwo może trwale zapewnić tylko naprawdę silna, wspólna armia europejska. Środki na ten cel można znaleźć (w końcu PKB Unii jest dziś, zależnie od metody pomiaru, od pięciu do dziesięciu razy większy od rosyjskiego), trudniej osiągnąć zgodę polityczną.

I właśnie do osiągnięcia takiej zgody powinni w życiowym interesie naszego kraju przekonywać wszyscy odpowiedzialni polscy politycy, zamiast powtarzać bełkot o groźbie niemieckiej agresji i należnym nam bilionie euro reparacji, którego i tak nie dostaniemy.

Czy te słowa są tylko niegroźną przedwyborczą retoryką? Raczej nie. Trump od dawna twierdzi, że NATO jest „martwe”, Unia Europejska jest wrogiem USA, a Putin – wspaniałym przywódcą, z którym w 24 godziny załatwi sprawę Ukrainy. Wprawdzie Kongres przyjął ustawę, która utrudnia prezydentowi szybkie wycofanie kraju z NATO, ale nie należy z tym wiązać przesadnych nadziei. Po to, by sparaliżować sojusz, wystarczy decyzja o wycofaniu części wojsk amerykańskich z Europy (do tego prezydent nie potrzebuje zgody Kongresu). Wyrażane przez część naszych polityków przekonanie, że „nas to nie dotyczy”, jest zwykłą ułudą. Jeśli USA zamkną swoje bazy w Niemczech, w razie napaści nie będą miały jak pomóc militarnie Polsce, nawet jeśli bardzo by tego chciały. Słynny art. 5 traktatu waszyngtońskiego każe im wówczas podjąć wszelkie działania, jakie uznają za konieczne, ale nie każe im wcale używać w tym celu wojska. W końcu aneksji przez Stalina krajów bałtyckich USA też się sprzeciwiły, do końca odmawiając jej formalnej akceptacji. Co nie zmieniało faktu, że przez niemal pół wieku kraje bałtyckie były rosyjskimi koloniami.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację