Agata Górniak, Jacek Tomkiewicz: Paradoks Lucasa

Trudno sobie wyobrazić, by PKB per capita czy ogólny poziom zamożności nie rósł w kraju poprawiającym jakość swoich instytucji, poziom edukacji, coraz bardziej otwartym na wymianę handlową i rozbudowującym infrastrukturę technologiczną.

Publikacja: 07.09.2023 03:00

Pekin

Pekin

Foto: AdobeStock

Cykle w gospodarce nie odnoszą się tylko do zmienności w dynamice procesów produkcji, ale także do zmian w tematach, wokół których toczą się najgorętsze spory akademickich ekonomistów. Jeszcze parę lat temu wiele wskazywało na to, że w makroekonomii nie bardzo jest się o co spierać. Inflacja od początku XXI wieku była niska i pod kontrolą, a proces konwergencji następował: ubogie jeszcze niedawno Chiny, Indie i Wietnam, a w naszej części świata Polska, Litwa czy Rumunia, zmniejszały lukę rozwojową dzielącą ich od bogatego Zachodu.

Opanowanie inflacji umożliwiło przez lata utrzymywanie niskich stóp procentowych, więc mimo strukturalnego deficytu budżetowego koszty obsługi długu publicznego były niewielkie i pozwalały na stabilne finansowanie dóbr publicznych i programów socjalnych. Kryzys finansowy z lat 2008–2010 w sferze realnej nie okazał się tak groźny, jak się na początku wydawało – szybka i zdecydowana reakcja rządów oraz banków centralnych skróciła i spłyciła recesję, a bezrobocie wróciło do niskiego poziomu.

Pytania o inflację

Ostatnie dwa lata pokazały jednak, że makroekonomia nie jest nudna. Inflacja to nie tylko ciekawostka dla historyków gospodarczych, ale dotkliwy, bieżący problem w większości gospodarek świata, więc na nowo rozgorzał spór o jej naturę, przyczyny i metody ograniczania dynamiki cen.

Szybko rosnące Chiny zaczęły być postrzegane jako zagrożenie dla stabilności gospodarczej i politycznej świata, co wznowiło dyskusję o skutkach międzynarodowych przepływów kapitałowych, które nie tylko przyspieszają wzrost poprzez optymalizację alokacji zasobów w skali świata, ale są ważnym instrumentem geopolitycznym. W polityce prezydenta Bidena znajdziemy ograniczenia dla ekspansji chińskiego kapitału w USA i wiele zakazów dla amerykańskich firm inwestujących w Chinach. W obu przypadkach chodzi o to samo – ograniczyć rozwój chińskiej gospodarki w strategicznych obszarach, takich jak półprzewodniki, sztuczna inteligencja czy proekologiczne technologie.

W tej bieżącej dyskusji o stanie gospodarki warto przypomnieć dorobek Roberta Lucasa, zmarłego w maju br. laureata Nagrody Nobla z ekonomii. Chyba najbardziej znany wkład Lucasa w teorię ekonomii to sformułowanie tzw. hipotezy racjonalnych oczekiwań. Lucas zauważył, że skuteczność instrumentów polityki gospodarczej może być dużo mniejsza, niż się sądzi, bo podmioty dostosowują swoje zachowanie do okoliczności, które zmienią się na skutek wdrożenia danego rozwiązania. Najlepszym przykładem jest tutaj reakcja gospodarki na wzrost wydatków publicznych.

Lekcja lat 70.

Większy popyt będący skutkiem wyższych wydatków powinien wedle keynesistów zwiększyć produkcję i dochody oraz zmniejszyć bezrobocie. W końcu lat 70. okazało się, że tak się nie dzieje. Rządy zareagowały na kryzysy naftowe wyższymi wydatkami, które miały „rozruszać” koniunkturę, ale efektem było przyspieszenie inflacji: producenci i sprzedawcy zamiast zwiększyć produkcję, po prostu podnieśli ceny.

Warto pamiętać o tej lekcji choćby w dyskusji o skutkach zmiany świadczeń 500+ na 800+. Nie zdziwmy się, gdy od stycznia podrożeją korepetycje czy miejsca w żłobkach i przedszkolach, bo dostarczyciele tych usług zachowają się racjonalnie wobec nowej sytuacji dochodowej swoich klientów.

Inną ciekawą obserwacją noblisty jest sformułowanie tzw. paradoksu Lucasa. Wiąże się to z jego badaniami nad naturą wzrostu gospodarczego, które skwitował słynnym stwierdzeniem „jak ktoś zacznie rozważania o wzroście gospodarczym, trudno myśleć o czymkolwiek innym”.

Jednym ze spostrzeżeń jest brak powszechnego tzw. efektu doganiania: kraje o niższym poziomie rozwoju powinny rozwijać się szybciej niż te bogatsze, a co za tym idzie luka rozwojowa powinna się zmniejszać. Za takim procesem stoją poważne argumenty teoretyczne. Po pierwsze, w gospodarce występuje prawo malejących przychodów z kapitału – wzrost produktywności z wdrożenia pierwszego komputera w firmie jest zdecydowanie większy niż w przypadku 101. komputera. Podobnie powinno być na poziomie makro: te same 100 kilometrów nowej autostrady ma bez porównania większe znaczenie dla takiej gospodarki, jak Polska czy Rumunia, niż w Niemczech albo Francji, gdzie taka dodatkowa droga prawie nie zostanie zauważona. Po drugie, kraje na niższym poziomie mogą omijać etapy rozwoju technologicznego i wdrażać najbardziej wydajne technologie opracowane gdzie indziej. Dobrym przykładem jest tutaj telekomunikacja i bankowość – w Polsce właściwie nigdy nie osiągnęliśmy takiego nasycenia telefonią stacjonarną jak na Zachodzie, bo „przeskoczyliśmy” od razu do łączności bezprzewodowej. W polskim systemie finansowym nie upowszechniły się czeki, bardzo szybko przyswoiliśmy karty płatnicze, a ostatnio płatności cyfrowe jak BLIK.

Wskazane wyżej argumenty powinny mieć zasadnicze konsekwencje dla gospodarki światowej – biedne kraje powinny szybko rosnąć, a kapitał przepływać od krajów bogatych do biednych, bo tam można uzyskiwać wyższe stopy zwrotu. Tak się jednak nie dzieje. Jeśli z grupy krajów rozwijających się wyłączymy Chiny i Indie, to zobaczymy, że luka rozwojowa na świecie nie tylko się nie zmniejsza, ale wręcz rośnie. Konwergencja (efekt doganiania) jest więc w skali świata wyjątkiem, a nie regułą. Chociaż trzeba docenić szybki wzrost w Chinach, Wietnamie, Polsce czy Estonii, to trzeba zauważyć, że praktycznie cała Ameryka Łacińska oraz duża część Afryki i Azji zostają coraz bardziej w tyle.

W przypadku przepływów kapitałowych paradoks Lucasa to brak odzwierciedlenia w ekonomicznej rzeczywistości założeń tzw. neoklasycznych modeli transferu kapitału i pracy. Modele te uzależniają przychody, jakie inwestor może otrzymywać z kapitału, który zaalokuje za granicą, od relatywnych zasobów tego czynnika. Przychody będą więc większe w tym kraju, w którym kapitału jest mniej, a każda jego dodatkowa jednostka daje coraz mniejszy przychód – to także wspomniane wcześniej prawo malejących przychodów. W praktyce, według tych modeli, kraje rozwijające się powinny mieć dużą przewagę w pozyskiwaniu inwestorów, a ci powinni chętnie lokować swoje nadwyżki kapitału w krajach, które teoretycznie gwarantują większe zyski z inwestycji. Przekładając to na skalę światową – strumienie zagranicznego kapitału powinny płynąć z krajów bogatszych do biedniejszych, w których jest go relatywnie mniej, bo to powinno się bardziej opłacać. Robert Lucas, w swoim artykule z 1990 r. argumentował, że modele neoklasyczne są dalekie od ekonomicznych realiów, a kapitał wcale nie płynie szerokim strumieniem z krajów rozwiniętych do krajów rozwijających się, czyli tak, jak wskazuje teoria.

Amerykański uczony podjął próbę wyjaśnienia takiego stanu rzeczy, ale, co ciekawe, paradoks można uznać do dziś za nierozwiązany. Wciąż nie wiadomo, co determinuje taki, a nie inny, kierunek przepływów kapitałowych na świecie. Robert Lucas szukał przyczyn zjawiska między innymi w niedoskonałościach rynku czy na przykład różnicach w kapitale ludzkim. W literaturze naukowej można znaleźć wyniki badań poszukujących jakiegoś „magicznego”, zazwyczaj pojedynczego składnika rozwoju społeczno-gospodarczego, który zachęciłby inwestorów z zagranicy do intensywniejszego otwierania swoich fabryk i filii w krajach rozwijających się czy skupowania akcji w tych regionach.

Problem w tym, że weryfikacja tych badań często przynosi sprzeczne rezultaty i nie dają one potwierdzenia w innych przypadkach, przez co pozostają tylko akademicką dyskusją. Trudno sobie bowiem wyobrazić, aby na przykład samą jakością i stabilnością instytucji krajowych można było konkurować na arenie międzynarodowej o kapitał zagranicznych inwestorów. Paradoks Lucasa jest więc zjawiskiem współcześnie zauważalnym i nadal obecnym w światowych przepływach kapitału. Nieco ponad miesiąc temu UNCTAD opublikował swój coroczny World Investment Report za 2022 rok. Podkreśla się w nim, że w odniesieniu do inwestycji bezpośrednich (są to inwestycje obejmujące min. 10 proc. prawa głosu, według definicji OECD), światowe dysproporcje nadal się utrzymują, struktura geograficzna przepływającego kapitału pozostaje bez zmian, a strumienie inwestycji płynące do krajów rozwijających się rosną głównie przez dużych odbiorców zagranicznego kapitału, takich jak Indie czy Chiny. Zasadnicza część przepływów kapitałowych to przepływy od krajów bogatych do innych wysoko rozwiniętych gospodarek: Intel inwestuje w UE, BMW ma fabryki w USA, Toyota i Honda też montują samochody w USA itd. Coraz częściej zdarzają się takie transakcje jak ta, gdy chińskie przedsiębiorstwo kupuje szwedzkie Volvo, a przedsiębiorca z Indii przejmuje brytyjskiego Jaguara, więc kapitał płynie „pod górę”, tj. z gospodarki biedniejszej do bogatszej.

W rozprawie doktorskiej obronionej w tym roku na Akademii Leona Koźmińskiego również zajmowaliśmy się weryfikacją występowania paradoksu Lucasa – była to część szerszego badania o czynnikach przyciągających bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Badanie objęło lata 2000-2019 i panel dziesięciu gospodarek regionu Europy Środkowo-Wschodniej: Bułgarię, Czechy, Estonię, Litwę, Łotwę, Polskę, Rumunię, Słowację, Słowenię i Węgry. Podobnie jak w przypadku badań innych ekonomistów zajmujących się zagadnieniem i tym razem potwierdziło się występowanie paradoksu Lucasa. Interpretując uzyskane wyniki, można więc powiedzieć, że wartości napływających inwestycji bezpośrednich do regionu są zależne od poziomu dochodu kraju, do którego napływa kapitał. Spośród krajów panelu w badanych latach największe wartości inwestycji bezpośrednich per capita otrzymywały Czechy i Estonia, czyli kraje o jednych z najwyższych średnich wartości PKB per capita w naszym regionie.

Badanie obejmowało również testowanie, jak zmiany poszczególnych czynników: otwartości handlowej, eksportu, ICT (technologii informacyjno-komunikacyjnych), poziomu wykształcenia społeczeństwa i jakości instytucji oddziałują na inwestycje bezpośrednie i czy któryś z nich jest w stanie odwrócić działanie paradoksu Lucasa. Okazało się, że żadna ze zmiennych samodzielnie nie wpływa na tyle mocno na strumienie inwestycji, aby móc przyciągnąć ich więcej niezależnie od poziomu zamożności kraju. Wyniki badań sugerują także, że przy jednoczesnym działaniu wszystkich wyżej wymienionych czynników, paradoks mógłby zanikać. Innymi słowy – poziom zamożności kraju nie miałby wtedy znaczenia dla napływu inwestycji zagranicznych.

Wracamy tu jednak nieco do punktu wyjścia, bo trudno sobie wyobrazić, że w praktyce jakikolwiek kraj poprawiający systematycznie jakość swoich instytucji, poziom edukacji społeczeństwa, będący coraz bardziej otwarty na wymianę handlową czy rozbudowujący infrastrukturę technologiczną, będzie krajem, którego PKB per capita czy ogólny poziom zamożności również nie będzie rósł. Paradoks Lucasa pozostaje więc nadal nierozwiązany i nasuwa się nawet pytanie, czy możliwe jest jego wyjaśnienie wyłącznie na poziomie makroekonomicznym.

Właśnie dlatego ekonomia rozwoju jest taka ciekawa – aby lepiej zrozumieć procesy w gospodarce światowej potrzebne jest zgłębienie i uwzględnienie perspektyw oraz motywacji firm i innych podmiotów podejmujących inwestycje, więc makroekonomista musi mieć wsparcia specjalistów od zarządzania, socjologii, prawa czy politologii. Można więc tylko zgodzić się z D. Rodrikiem, od wielu lat wskazywanym kandydatem do Nobla z ekonomii: ekonomia jest jedna, ale recept wiele.

Dr Agata Górniak jest analitykiem biznesowym, a prof. Jacek Tomkiewicz dziekanem Kolegium Finansów i Ekonomii w Akademii Leona Koźmińskiego

Cykle w gospodarce nie odnoszą się tylko do zmienności w dynamice procesów produkcji, ale także do zmian w tematach, wokół których toczą się najgorętsze spory akademickich ekonomistów. Jeszcze parę lat temu wiele wskazywało na to, że w makroekonomii nie bardzo jest się o co spierać. Inflacja od początku XXI wieku była niska i pod kontrolą, a proces konwergencji następował: ubogie jeszcze niedawno Chiny, Indie i Wietnam, a w naszej części świata Polska, Litwa czy Rumunia, zmniejszały lukę rozwojową dzielącą ich od bogatego Zachodu.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację