Mimo urzędowego optymizmu przedstawicieli rządu i NBP wydaje się niemal pewne, że zmierzamy w stronę przewlekłej stagflacji. W perspektywie kilku kwartałów zapewne nadejdzie recesja, po której wcale nie nastąpi szybkie odbicie, ale raczej długi okres umiarkowanego wzrostu. Nawet jeśli ceny energii się ustabilizują, polska inflacja nie wygaśnie, ale pozostanie na poziomie kilkunastu procent. Ale to nie koniec złych wieści. Wszelkie prognozy są bowiem robione w warunkach wielkiej niepewności, a na horyzoncie rysują się zagrożenia, które mogą spowodować jeszcze gorszy rozwój sytuacji. Trzeba sobie zdawać z nich sprawę, a polityka gospodarcza powinna zachować najwyższą ostrożność, aby móc odpowiednio zareagować również w razie realizacji czarnych scenariuszy.
Scenariusz bazowy
Radząc sobie z taką sytuacją, ekonomiści zazwyczaj posługują się pojęciem scenariusza bazowego. Jest to scenariusz wydarzeń, który wydaje się dziś najbardziej prawdopodobny. Nie jest to ani wariant obaw, ani nadziei. Pokazuje, w jaki sposób może rozwijać się sytuacja, jeśli warunki nie ulegną wielkiej zmianie i z czasem nastąpi pewna normalizacja. Dotyczy to zarówno warunków zewnętrznych (zwłaszcza wojny i sytuacji na globalnych rynkach surowcowych), jak i prowadzonej w kraju polityki gospodarczej (choć nikt chyba nie sądzi, że w ciągu najbliższego roku będzie ona wolna od wpływu przedwyborczej gorączki).
W scenariuszu bazowym oczekuję, że wzrost PKB będzie gwałtownie słabł, a w pierwszej połowie roku 2023 dane pokażą silną recesję. To brzmi bardzo źle, ale nie musi oznaczać katastrofy. Mamy tu bowiem w znacznej mierze do czynienia z tzw. efektem wysokiej bazy. W pierwszym kwartale 2022 mieliśmy jednorazowy wystrzał PKB (wzrost o 8,5 proc., który nasz rząd natychmiast nazwał „wzrostem, którego zazdrości nam cały świat”, a prezes NBP uznał za dowód, że „nie ma żadnego kryzysu”). Problem w tym, że wzrost ten wynikał z gigantycznego zwiększenia się zapasów w przedsiębiorstwach (rzędu niemal 10 proc. PKB; normalnie jest to 1–2 proc. PKB), bez wątpienia o charakterze jednorazowym (wzrost zapasów, m.in. surowców energetycznych, w oczekiwaniu wzrostu cen i zakłóceń w dostawach). Stabilizacja lub spadek stanu zapasów spowoduje, że spadek PKB na początku 2023 wyniesie co najmniej 4–5 proc. Ale nawet bez tego widać perspektywę stopniowego hamowania popytu rynkowego: konsumpcję gospodarstw domowych obniża inflacja i wzrost kosztu kredytów, inwestycje przedsiębiorstw są słabe z powodu pogorszenia nastrojów, inwestycje publiczne spadają z powodu rosnących problemów finansowych w samorządach.
W tym samym czasie musimy się spodziewać kłopotów z inflacją. Można założyć, że stabilizacja światowych cen surowców energetycznych również wywoła efekt wysokiej bazy, tym razem dla nas korzystny: po osiągnięciu szczytu w pierwszym kwartale 2023 (między 20 a 25 proc.) stopa inflacji obniży się zapewne do poziomu ok. 15 proc. Obawiam się jednak, że wobec wyraźnego spadku zaufania do polityki pieniężnej, związanego zarówno z nieudolną komunikacją, jak i z podejrzeniami o gotowość większości członków RPP do podporządkowania się decyzjom polityków, inflacja na takim poziomie się utrwali. Ponieważ w scenariuszu bazowym nie spodziewam się znacznego wzrostu bezrobocia, przy wysokich oczekiwaniach inflacyjnych utrwali się również kilkunastoprocentowy wzrost nominalnych płac. Powstanie więc typowa spirala płacowo-cenowa, uniemożliwiająca dalszy spadek dynamiki cen.
Cztery czarne łabędzie
Choć scenariusz bazowy nie wygląda zbyt optymistycznie, należy liczyć się z realną możliwością znacznie gorszego przebiegu wydarzeń. Z jednej strony w bezładnej polityce gospodarczej nie widać jak dotąd żadnej znaczącej zmiany – a jeśli już, to raczej zmianę na gorsze (np. deklarowaną przez część polityków gotowość do rezygnacji z funduszy z KPO, wraz z bzdurami, że chodzi o pozbawione znaczenia „20 groszy”). Z drugiej strony na horyzoncie pojawiają się nowe zagrożenia, które mogą radykalnie pogorszyć sytuację. Są to typowe czarne łabędzie, a więc zagrożenia, które nie muszą się zrealizować, ale na które trzeba być przygotowanym, bo ich efekt może być dramatyczny.