Krzysztof Adam Kowalczyk: W piątek zastąpią nas roboty

Czterodniowy tydzień pracy w Polsce? Fajny pomysł, ale nie widać ruchu społecznego, dla którego ten postulat byłby naprawdę ważny.

Publikacja: 06.09.2022 21:00

Krzysztof Adam Kowalczyk: W piątek zastąpią nas roboty

Foto: Adobe Stock

Nie masz wrażenia, że weekend jest za krótki? – czasami pyta mnie żona w niedzielę wieczorem. Mam – bo sobota i niedziela są za krótkie, by zdążyć i na zakupy na warzywny bazarek, i wykonać jakiś zaległy remoncik w domu, i jeszcze zajrzeć na wystawę do muzeum. Podobnie pewnie myśli wielu Polaków, skoro Donald Tusk, który ma niezły słuch społeczny, obiecał na początku lipca, że jego partia przed przyszłorocznymi wyborami przygotuje program pilotażu dla czterodniowego tygodnia pracy.

Pytani przez nas ekonomiści są w sprawie skrócenia czasu pracy sceptyczni. Ja jednak trzymam Tuska za słowo, choć też muszę schłodzić entuzjazm publiczności i zwrócić uwagę na słówko „pilotaż”, którego użył. Bo powszechnego czterodniowego tygodnia pracy nie da się zadekretować z dnia na dzień, bez istotnego wstrząsu w gospodarce.

Po pierwsze, wobec zapaści demograficznej i jednoczesnego wypychania setek tysięcy seniorów na emerytury (odwrócenie reformy wieku emerytalnego) już teraz brakuje rąk do pracy, a problem z roku na rok będzie się pogłębiał. Można go rozwiązać, otwierając szerzej drzwi dla imigracji zarobkowej, zwłaszcza spoza Europy, gdzie trwa boom demograficzny, ale na to ani obecna władza, ani pokaźna część rodaków nie są jeszcze gotowi.

Pracę ludzi może też zastąpić praca maszyn, ale – to po drugie – automatyzacja w skali całej polskiej gospodarki kuleje. W przeliczeniu na liczbę pracujących mamy ponad trzy razy mniej robotów niż np. Słowacy i ponad siedem razy mniej niż Niemcy. Daleka droga przed nami, skoro w maszyny zastępujące człowieka są w stanie inwestować tylko duże firmy, a struktura polskiej gospodarki jest mocno rozdrobniona. To utrudni powszechną robotyzację.

W przeszłości wielkie socjalne zmiany pojawiały się w czasach nadzwyczajnych. Ośmiogodzinny dzień pracy i 46-godzinny tydzień wprowadziła w swych początkach II Rzeczpospolita, by powstrzymać nastroje rewolucyjne. 42 lata temu władze PRL musiały przystać na postulat sierpniowego strajku i zgodzić się na wolne soboty. Dzisiaj jednak, choć mamy czasy nadzwyczajne, nie widzę ruchu społecznego, dla którego postulat wolnego piątku byłby naprawdę ważny. W PO też jakoś do niego się nie wraca…

Warto przy tym zwrócić uwagę, że żaden kraj nie wprowadził jeszcze powszechnego czterodniowego tygodnia pracy. Owszem, samorządy tu i ówdzie w Europie Zachodniej podejmują takie eksperymenty. Ale choć ratusz łatwo zamknąć na kolejny dzień, schody zaczynają się, gdy do domu opieki społecznej czy komunikacji miejskiej trzeba zatrudnić dodatkową zmianę pracowników.

Z tego powodu za dodatkowy dzień wolny dla jednych inni muszą w jakiś sposób zapłacić – w postaci podatków czy wyższych cen. Czy jesteśmy dziś na to gotowi? Wątpię. Dlatego, choć czterodniowy tydzień pracy to dobrze brzmiący pomysł, musimy jeszcze nań trochę popracować i zacząć zatrudniać roboty. Wolne w piątek będą pewnie miały najwcześniej nasze dzieci.

Czytaj więcej

Czterodniowego tygodnia pracy w Polsce szybko nie zobaczymy

Nie masz wrażenia, że weekend jest za krótki? – czasami pyta mnie żona w niedzielę wieczorem. Mam – bo sobota i niedziela są za krótkie, by zdążyć i na zakupy na warzywny bazarek, i wykonać jakiś zaległy remoncik w domu, i jeszcze zajrzeć na wystawę do muzeum. Podobnie pewnie myśli wielu Polaków, skoro Donald Tusk, który ma niezły słuch społeczny, obiecał na początku lipca, że jego partia przed przyszłorocznymi wyborami przygotuje program pilotażu dla czterodniowego tygodnia pracy.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację