Będziemy szukać rozwiązań, które będą prowadzić do zamrożenia cen paliw – powiedział w środę rzecznik rządu Piotr Müller w programie „Tłit” na portalu WP. Szczegółów brak. Nadzieje niewielkie, a na rynku paliw coraz goręcej. Ceny, i tak już horrendalne, pną się w górę. I napędzają inflację, bo podbijają ceny wszystkich towarów. A tu jeszcze zbliżają się wakacje.
To oczywiście paliwo dla opozycji, która będzie o tym trąbić od rana do wieczora, obwiniając rządzących za rekordowe ceny w dystrybutorach. Tłumaczenie, że jest drogo, bo ceny ropy podbija wojna w Ukrainie, nie wystarczy. Do kierowców/wyborców coraz mocniej bowiem przemawiają zestawienia zdjęć cen na stacjach „za Tuska” (niższych) i „za PiS-u” (wyższych).
Łatwo przy tym pokazać, że cena samego surowca nie odbiega dziś od cen z tamtych czasów, ba, bywa, że jest niższa. I tu znów do głosu dochodzi opozycja, wskazując na rekordowo wysokie marże, jakie od ceny paliw ściąga państwowy gigant – Orlen. I jego wysokie zyski. Dodatkowy element tej układanki to kiepski kurs złotego, za który odpowiadają NBP i rząd.
PiS najwyraźniej doszło do wniosku, że sama tarcza antyinflacyjna i zawarta w niej obniżka akcyzy oraz podatku od sprzedaży paliw to za mało. Owszem, bez nich ceny na stacjach byłyby wyższe, ale skoro dalej idą w górę i zbliżają się do niewyobrażalnych jeszcze niedawno 8 zł za litr, trzeba kolejnych ruchów. Widocznych dla wyborców. Stąd pewnie pomysł zamrożenia cen.
Ceny zamrożone na poziomie z października obowiązują na Węgrzech. Ma tak być do początku lipca. Dzięki temu litr benzyny kosztuje w przeliczeniu ok. 6 zł. Inflacja mimo to rośnie, jest jednak niższa niż u nas.