Polnische Wirtschaft – sięgający XVIII wieku stereotyp niemiecki – przedstawiał w negatywnym świetle polską gospodarkę czy szerzej gospodarowanie. Stał się wręcz idiomem oznaczającym niewyobrażalny chaos. Ale idiomem na szczęście już nieaktualnym. Dzięki trzem dekadom udanej transformacji z komunistycznego bankruta polska gospodarka wyrosła na szóstą siłę Europy i dwudziestą świata, stając się synonimem dynamiki, elastyczności i sił witalnych.
Symbolem niewyobrażalnego wręcz bałaganu staje się natomiast Polski Ład – przez chaos towarzyszący pracom nad podatkową częścią tego sztandarowego programu rządzącej partii. Pierwsze zapowiedzi wywrócenia do góry nogami systemu podatkowego pojawiły się w połowie maja 2021 r., ale prawda o planowanych zmianach była przez władze dawkowana powoli (zwłaszcza ta, że za obniżkę podatków na dolnym końcu skali zapłacić mieliby przedsiębiorcy i klasa średnia). Konkrety w postaci projektu ustawy zawisły na stronie Rządowego Centrum Legislacji dopiero 26 lipca, w samym środku wakacji, jakby projektodawcy chcieli rewolucję podatkową przeprowadzić pod osłoną sezonu urlopowego. Konsultacje społeczne wspaniałomyślnie zostały przedłużone do końca sierpnia. Ale przez Sejm projekt ustawy przeleciał już z prędkością pendolino – trafił na Wiejską 8 września, a już 2 października rządząca większość zmiany przyklepała.
Czytaj więcej:
Po drodze w ogniu krytyki chaotycznie modyfikowała projekt – najpierw wprowadziła mocno skomplikowaną tzw. ulgę dla klasy średniej dla pracujących, potem dla przedsiębiorców, ale tylko tych na skali podatkowej. Przy okazji wprowadziła rewolucyjny minimalny podatek przychodowy dla korporacji, zwolniła z podatku rodziców co najmniej czworga dzieci, a jednocześnie pozbawiła samotnych rodziców wspólnego opodatkowania z dziećmi.
Reforma koszmarnie komplikująca polski system podatkowy i drastycznie podnosząca obciążenia przedsiębiorców przygotowana została na kolanie. Na zaznajomienie się z nią i podjęcie decyzji o formie opodatkowania w 2022 roku zostanie przedsiębiorcom niewiele czasu. Senat ma 30 dni na rozpatrzenie ustawy, potem poprawki trafią do Sejmu, a stamtąd gotowa ustawa do prezydenta. O tym, jakie podatki będziemy płacić od 1 stycznia, dowiemy się najwcześniej w drugiej połowie listopada. Za późno. Tego państwo nie powinno robić obywate-lom. Dlatego Senat powinien odrzucić nowelizację, a przynajmniej odłożyć jej wejście w życie o rok, do 1 stycznia 2023 r.