Patrząc na rekordowe wyceny giełdowe, mamy „złoty" czas dla firm surowcowych na świecie. Potwierdza pan?
Wysokie ceny miedzi na światowych rynkach rzeczywiście nas wspierają, jak całą branżę. Istotnie rośnie też jednak popyt na nasz surowiec. Mamy wiatr w plecy, a nie w twarz, jak to było przez kilka lat z rzędu. Ale po pierwsze – nie każdy, jak widać po konkurencji, potrafi to wykorzystać, po drugie – warto przypomnieć, że od roku 2018, przy cenie miedzi znacznie niższej niż obecnie, radziliśmy sobie równie dobrze: zwiększaliśmy skalę produkcji, realizowaliśmy program naprawczy w zagranicznych inwestycjach, np. w Sierra Gorda. Rekordowe wyniki operacyjne I półrocza to efekt wielu inicjatyw optymalizacyjnych, kosztowych, walki o utrzymanie i zwiększanie produkcji, uruchamiania kolejnych instalacji przemysłowych.
Wspomniał pan o rosnącym popycie. Odbudował się już z poziomów sprzed pandemii? Nadganiamy stracony przez lockdown czas, czy to gospodarka tak pędzi?
Mam wrażenie, że gospodarka może pędzić szybciej niż przed pandemią, przynajmniej w niektórych obszarach, zarówno w kontekście popytu chińskiego – głównego motoru popytu na miedź – jak również potencjalnie gospodarki amerykańskiej i europejskiej. Uważam też, że ten popyt i zapotrzebowanie, bez zdarzeń nadzwyczajnych, powinny się utrzymać długofalowo.
Popyt to jednak jedna strona, drugą jest podaż metali. A tutaj nie widać dynamicznego wzrostu. Nowe projekty, jeśli nawet się otwierają, to w miejscach trudnych pod kątem geopolitycznym i często z zmniejszą efektywnością, np. zawartością miedzi.