Przy ustalaniu siatki minimalnych wynagrodzeń w publicznym systemie ochrony zdrowia resort nie wziął pod uwagę postulatów lekarzy, diagnostów laboratoryjnych i pielęgniarek.
Ta ustawa to ukoronowanie sposobu traktowania pracowników ochrony zdrowia i pacjentów przez ten rząd. Mówię „ten rząd", bo on rządzi, ale poprzednie zachowywały się podobnie. Nieliczne zdobyły się na pokazanie, że nasze argumenty są słuchane i brane pod uwagę. Istnieje pewna koncepcja rządowa i do niej dobierane są odpowiednie narzędzia, by ją zrealizować. W tym przypadku minister zdrowia posłużył się Solidarnością i Ogólnopolskim Porozumieniem Związków Zawodowych, które miały pokazać, że nowa siatka płac została uzgodniona ze związkami zawodowymi.
Czytaj także: Szpital nie wypłaca dodatku covidowego? Dostanie wezwanie do zapłaty
Można było odnieść takie wrażenie, kiedy resort zdrowia opublikował w mediach społecznościowych zdjęcie ministra Adama Niedzielskiego z przewodniczącą ochrony zdrowia NSZZ Solidarność Marią Ochman i Urszulą Michalską z OPZZ z podpisem: „Właśnie zakończyły się rozmowy dotyczące wzrostu wynagrodzeń w ochronie zdrowia". Tymczasem Solidarność i OPZZ nie reprezentują pracowników medycznych w wielkim zakresie, zwłaszcza Solidarność, która skupia tylko pracowników pomocniczych. Nie mówię, że ich głos się nie liczy, ale bez lekarzy, pielęgniarek czy diagnostów laboratoryjnych sanitariusze, salowe czy rejestratorzy medyczni nic nie zrobią, pójdą pracować gdzie indziej.
Jeżeli nie rozmawia się z jedynym związkiem zawodowym lekarzy, a związek pielęgniarek się lekceważy, nie można mówić o zakończeniu rozmów z przedstawicielami związków zawodów medycznych.