- Mieszkania w starych betonowych blokach sprzedają się jak ciepłe bułeczki - podkreśla Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments. - Ile jest wystawionych na sprzedaż mieszkań w blokach z wielkiej płyty w największych miastach? Za mało. Uśredniając dane dla miast wojewódzkich, udział ofert mieszkań w betonowych blokach to niewiele ponad 6 proc. To znaczy, że na 15 ogłoszeń o chęci sprzedania używanego lokum znajdziemy jedynie jedno w PRL-owskim bloku - podkreśla analityk.
Mało starych
Bartosz Turek zwraca uwagę, że niewielka liczba ofert sprzedaży mieszkań w betonowych blokach nie wynika z faktu, że tych budynków jest mało. - W największych miastach zasób wielkiej płyty jest potężny. Prym wiodą Kielce, gdzie w betonowych blokach może być nawet 40 proc. wszystkich lokali w tym mieście - szacuje ekspert HRE Investments, powołując się na dane GUS. - Na drugim biegunie są miasta, gdzie działalność koncentrują deweloperzy, więc w ostatnich latach powstało relatywnie najwięcej nowych mieszkań. Nawet jednak tam mieszkania w wielkiej płycie to prawie jeden lokal na cztery istniejące. Czemu więc na sprzedaż jest dziś tak mało mieszkań w blokach z wielkiej płyty? Po prostu takie oferty bardzo szybko znajdują nabywców i znikają z portali ogłoszeniowych - wyjaśnia analityk.
Z badań HRE Investments wynika, że szczególnie mało ofert sprzedaży mieszkań w betonowych blokach znajdziemy w miastach, gdzie za lokale trzeba płacić relatywnie najwięcej. - Chodzi szczególnie o Gdańsk, Poznań, Kraków, Wrocław, Warszawę - wskazuje Bartosz Turek. - W miastach tych ogłoszenia o chęci sprzedaży mieszkania w bloku z wielkiej płyty stanowią co najwyżej kilka procent ogółu. Zaskoczeniem w tym gronie, jak mówi ekspert, jest Zielona Góra, gdzie tylko jedno ogłoszenie na 24 dotyczy lokalu w betonowym bloku. - W tym wypadku jednak wynik może być obarczony relatywnie dużym błędem z bardzo prostego powodu, ofert sprzedaży mieszkań jest w tym mieście relatywnie niewiele - mówi Bartosz Turek.
Mniej metrów, niższa cena
- Nie powinno jednak ulegać wątpliwości, że główną zaletą PRL-owskich bloków jest cena. Po pierwsze za przeciętny metr w betonowym bloku trzeba zapłacić ok. 10-20 proc. mniej niż za statystyczny metr w danym mieście. Do tego dochodzi fakt, że dwupokojowe „M" ma też przeważnie o kilkanaście mkw. mniej niż lokal o takiej samej liczbie pokoi w nowym bloku lub kamienicy - zwraca uwagę Bartosz Turek. - Nie dość więc, że sam metr w wielkiej płycie jest tańszy, to tych metrów trzeba kupić mniej. Do tego dochodzą przeważnie przemyślany układ osiedli, dobra ich lokalizacja, dogodne połączenie z centrum czy rozwinięte zaplecze handlowe usługowe i oświatowe w najbliższej okolicy. Jak pokazują dane z portali ogłoszeniowych, wspomniane plusy z powodzeniem przysłaniają Polakom minusy budownictwa wielkopłytowego, a więc skrajnie modernistyczną architekturę, niekiedy słabą akustykę, konieczność przeprowadzenia remontu, nierówne ściany czy niedomagające instalacje wentylacyjne i elektryczne.
Zdaniem Bartosza Turka jesteśmy świadkami renesansu wielkiej płyty. - Dzisiejsza prefabrykacja to jednak zupełnie inny typ budownictwa niż ten popularny 40-50 lat temu - zastrzega.- Przez ten czas doszło w tej technologii do prawdziwej rewolucji. I choć komuś, kto wielką płytę poznał na bazie budownictwa PRL-owskiego, trudno w to uwierzyć, to na Zachodzie wielka płyta jest określana mianem nowoczesnej, ekologicznej, dokładnej, efektywnej, szybkiej w realizacji, a przy tym dającej możliwość cięcia kosztów. Zalety te zauważyli rodzimi deweloperzy i w 2019 roku do użytkowania mogło zostać oddanych już nawet ponad 10 tysięcy mieszkań wzniesionych w technologii wielkopłytowej, jak wynika z szacunków HRE Investments opartych o dane GUS. Rok 2020 powinien być pod tym względem jeszcze lepszy.