W ocenie analityków REDNET Property Group wysoka produkcja nowych mieszkań to niejedyny argument przemawiający za tym, że ceny mieszkań po wejściu kredytów „Na start” nie wzrosną. - Istotne są również limity dochodów beneficjentów oraz limity przyjmowanych wniosków: co do zasady maksymalnie 15 tys. na kwartał - argumentują.
Bardzo drogie kredyty hipoteczne
– W ramach „Bezpiecznego kredytu” udzielono przez pół roku ponad 90 tys. kredytów, czyli średnio ponad 16 tys. miesięcznie, a kredyt „Na start” zakłada, że ze wsparcia skorzysta średnio 5 tys. kredytobiorców miesięcznie. To istotna różnica. Biorąc pod uwagę, że dziś w ofercie deweloperów na siedmiu głównych rynkach (wraz z aglomeracjami) mamy 76 tys. mieszkań, a niemal drugie tyle jest w sprzedaży na rynku wtórnym, 5 tys. kredytów miesięcznie z rządową bonifikatą przy utrzymanej podaży będzie miało niewielkie znaczenie przy kształtowaniu cen nieruchomości w przyszłości. To niewielki potencjał do wywołania skokowego wzrostu cen – uważa Chojnacki.
Program miałby trwać do 2027 roku. - Długoterminowa perspektywa pozwoli budowniczym przygotowywać się do nowych inwestycji i dostarczać podaż adekwatną do zapotrzebowania rynkowego – przekonują analitycy REDNET Property Group.
Robert Chojnacki podsumowuje, że w Polsce wciąż brakuje jasnej polityki mieszkaniowej, a oprocentowanie kredytów hipotecznych jest najwyższe w całej Unii Europejskiej. – Wielu Polaków nie ma zdolności żeby zaciągnąć kredyt hipoteczny, który jest dla nich jedyną szansą na zakup nieruchomości. Deweloperzy muszą to brać pod uwagę, kalkulując wprowadzanie nowych inwestycji — zaznacza.
Zdążyć przed tanim kredytem. Kto się spieszy?
Przesunięcie programu „Na start” to dobra wiadomość dla klientów, którzy z dopłat do kredytów nie skorzystają – wynika z badania nastrojów, które przeprowadził portal Nieruchomosci-online.pl.