„Czy biura będą nam potrzebne?” – to pytanie, które wciąż często pojawia się w postpandemicznych czasach – i trudno się dziwić, patrząc choćby na statystyki za I półrocze: mocny spadek popytu, duży odsetek pustostanów na rynkach regionalnych, wciąż niska aktywność deweloperów. Jak pani odpowie?
Po wybuchu pandemii faktycznie wydawało się, że biura nagle przestały być potrzebne, bo praca bardzo szybko została przeniesiona do domów. W drugą stronę dzieje się to wolniej. Niemniej biura były i będą potrzebne, choć zmienia się ich charakter i funkcja. Warto zwrócić uwagę, że na początku pandemii wiele firm nie deklarowało spadku efektywności mimo pracy zdalnej.
Dziś trend jest już inny, a menedżerowie i pracodawcy woleliby, żeby pracownicy byli w biurach. Dlaczego? Z prostej przyczyny – domowe biura nie oferują tego, co przekłada się na efektywną pracę. Bycie w jednym miejscu zapewnia przestrzeń do dyskusji, wymiany poglądów, interakcji międzyludzkich czy ułatwia przepływ informacji. W domach jesteśmy odizolowani, a to na dłuższą metę wpływa na współpracę oraz nasze zdrowie psychiczne, które może ucierpieć, gdy zabraknie oddzielenia sfery prywatnej od zawodowej. Chociaż były firmy, które deklarowały, że home office nie pogorszył efektywności, to jednak z biur nie zrezygnowały.
Niewątpliwie pandemia zmieniła sposób, w jaki pracujemy. Do biura przychodzimy, żeby spotkać się z ludźmi. Ostatnie badania pokazują, że około 20 proc. firm deklaruje pracę wyłącznie z biura, około 5 proc. przestawiło się całkowicie na home office. Pozostała część działa w trybie hybrydowym, w różnych konfiguracjach, głównie trzy dni w biurze, dwa dni w domu albo odwrotnie. Jeśli chodzi o portfel, którym zarządzamy, widzimy, że pracownicy wracają do biur, a frekwencja stopniowo rośnie. Wspomniał pan o pustostanach – to też jest wynikiem wprowadzenia pracy hybrydowej. Jest wiele przykładów firm, które rosną, ale nie potrzebują dodatkowych metraży.
Czy wzrost pustostanów może świadczyć o tym, że rynek biurowy jest już po prostu nasycony?