Rejon ul. Aleksandryjskiej w Kaliszu. Udziały w niemal 5-hektarowej działce, na której stały dwa budynki, w listopadzie 2012 r. kupują dwaj inwestorzy, profesjonalni pośrednicy. W akcie notarialnym znalazł się zapis, że „nieruchomość nie jest obciążona żadnymi długami ani roszczeniami”.
– Sprawdziliśmy absolutnie wszystko. I dokumenty w urzędzie, i księgę wieczystą, rozmawialiśmy z właścicielami sąsiednich parcel. Grunty były czyste. Sprzedający, spadkobiercy poprzednich właścicieli, nie zalegali z podatkami, a w księdze wieczystej nie było wzmianek o jakichkolwiek roszczeniach do nieruchomości – podkreśla jeden z inwestorów (nazwisko do wiadomości redakcji). – Nie licząc takich kwestii, jak nieuregulowane wjazdy czy przekroczenie granicy działki przez sąsiedni budynek, była to prosta, niebudząca wątpliwości transakcja, jakich każdy pośrednik ma na koncie dziesiątki czy setki – dodaje.
– Nic nie wzbudziło naszego niepokoju. A my nie mogliśmy zrobić nic więcej, niż zrobiliśmy – zapewnia drugi inwestor. – Wszystkie dokumenty rzetelnie przestudiowaliśmy, grunty obejrzeliśmy. Na miejscu był geodeta – mówi.
Nowi właściciele wpisują się do księgi wieczystej.
Czyj jest ten kawałek
Inwestorzy opowiadają, że już po transakcji objawił się człowiek z pretensjami do kawałka kupionego przez nich terenu. – Chodzi o 2 tys. metrów. Pan J. miał tę ziemię zasiedzieć – mówią. – To zalesiony, częściowo ogrodzony teren. Wokół tej porosłej drzewkami działki stoją domy. Obok była też cukiernia należąca do J. Problem w tym, że o żadnym zasiedzeniu nikt nie wiedział. Na tej działce nic się nie działo. Kiedy pojawił się pan J., byliśmy w szoku. Zdumieni byli też poprzedni właściciele nieruchomości, od których parcelę kupiliśmy. Jeszcze raz przejrzeliśmy dokumenty. Nigdzie nie ma nawet mglistej informacji o zasiedzeniu, o roszczeniach.