Nie można powiedzieć, żeby na PGE Narodowym ostatnio mało się muzycznie działo. Od czerwca śpiewali tu m.in. Red Hot Chili Peppers, Beyoncé, Harry Styles, Depeche Mode. Ale od sobotniego wieczora to koncert Dawida Podsiadły rozgrzewa emocje i opanował media społecznościowe. Widzowie dzielą się tysiącami relacji, filmikami, zdjęciami. Do nazwania swoich przeżyć fani sięgają po słownictwo niebiańsko – kosmiczne. Artysty słuchało i oglądało 80 tys. osób. Było to możliwe dzięki zainstalowaniu pierwszy raz na koncercie polskiego wykonawcy sceny obrotowej.
To się chyba nazywa charyzma
– Jedyną piosenką na koncercie, której słowa znałam, to była piosenka Myslowitz. Zaśpiewał ją gościnnie Artur Rojek. Oczywiście, wiedziałam kto to jest Podsiadło, ale nie znałam z jego repertuaru absolutnie nic – wyznaje Beata Kopyt, pracownica dużej fundacji.
A jednak wyszła z koncertu zachwycona. – Było super! – mówi. – Bo to jest bardzo inteligentny, bystry chłopak. I ma poczucie humoru, które mi odpowiada. Jest uważny i dba o wszystkich widzów. Może go nawet polubię na Facebooku.
Jeden z utworów Dawid Podsiadło zaczął na fortepianie po jednej stronie sceny, a skończył na drugim fortepianie po przeciwnej stronie. – Ciągle był w ruchu, biegał. I nie miał zadyszki! – docenia Beata Kopyt.
Uważa, że nagłośnienie na Stadionie Narodowym jest bardzo słabe: – Z tym się nie da nic zrobić. Trudno usłyszeć słowa piosenki. Ale inne gadżety były na najwyższym poziomie: wybuchy, oświetlenie, dwa wielkie telebimy. A on do tego jest grzeczny i miły, co słychać. Niczego nie udaje, widać jego emocje, jak się śmieje, ale także i zawstydza. Człowiek siedzi jak zaczarowany. To się chyba nazywa charyzma.