Gdzie zastała pana rosyjska agresja?
Mam zieloną kartę, zgodnie z która muszą przebywać w Stanach Zjednoczonych co najmniej sześć miesięcy w roku. Byłem więc w Ameryce, ponieważ luty to zazwyczaj miesiąc odpoczynku. Wtedy zadzwonił mój menedżer i powiedział, że powinienem wracać do Ukrainy, ponieważ jest okazja do dużego show. Spytałem się, czy czas, kiedy pogłoski o rosyjskiej agresji się nasilają, to dobry moment. Odpowiedział, że nie może koncertu odwołać, więc poleciałem do Ukrainy.
Kiedy?
18 lutego. Wystąpiłem i planowałem opuścić Ukrainę 22 lutego. Ponieważ musiałem jeszcze odbyć kilka spotkań, kupiłem bilet na poranek 24 lutego. O piątej nad ranem obudziła mnie siostra. Płakała i krzyczała do słuchawki, że zaczęła się wojna. Poczułem to dosłownie całym ciałem. Postanowiłem zebrać myśli i wtedy usłyszałem pierwsze wybuchy. Zadzwoniłem do menedżera. Nie odbierał. Obudziłem go waleniem w drzwi. Śledziliśmy newsy, patrzyliśmy na eksplozje, nasłuchiwaliśmy syren. Czuliśmy się jak w apokaliptycznym filmie. Ostatecznie zdecydowaliśmy się wyjechać do zachodniej Ukrainy. To był czas, kiedy na Kijów szły rosyjskie czołgi, w mieście atakowali sabotażyści. Dobrze, że byłem w mojej ojczyźnie w najtrudniejszym momencie.
Pochodzi pan z Chersonia, który padł ofiarą zdrady, był okupowany i wyzwolony.