Wedle najnowszych danych na liście płytowych bestselerów wszech czasów wydany w 1973 r. album jest czwarty ze sprzedażą 44 mln egz. Ta sprzedaż jest pewnie większa. Z kolei w Spotify tylko „Time” wysłuchano ponad 400 mln razy. Ciekawe jaki wynik będzie jutro, gdy skończymy świętować urodziny płyty?
„Ciemna strona" obrosła legendą nie tylko dlatego, że przyniosła genialne nagrania i stała się zapisem posthipisowskiej depresji. Nawet zwolennicy mniej ambitnej muzyki musieli słyszeć i zachwycać się efektami specjalnymi – odgłosami bijącego serca, zegarów, helikoptera i sypiących się monet. Stworzyły niezapomniany muzyczny teatr wyprzedzający czasy 3D.
„The Dark Side" utrzymywało się na liście „Billboardu" 741 tygodni
Dziś taka produkcja jest bajecznie łatwa. 50 lat temu kwitło chałupnictwo. Floydzi nagrywali zegary z myślą o „Time” na taśmę u zegarmistrza, a miedziaki, które słyszymy w „Money” wrzucali do miednicy. Potem taśmy cięto i montowano z użyciem kleju i nożyczek, mnożąc dźwięki na wielośladowym magnetofonie.
Album zaskakiwał produkcją. Perkusja Nicka Masona w „Time" ma kosmiczne brzmienie, zaś gitary Davida Gilmoura w „Money" aurę bluesowego jamu na żywo. Fortepianowy motyw Ricka Wrighta w „The Great Gig in the Sky" wart jest filharmonii, a dramatycznej wokalizy Clare Torry można by słuchać w operze. Historia tego utworu jest niesamowita. Torry nie lubiła Floydów, nie chciała przyjść do studia, bo miała bilety na koncert Chucka Berry'ego. Jej śpiew wyceniono na 300 funtów. Dopiero po latach kwartet zreflektował się, że Clare „zrobiła" mu utwór, i wpisał ją na listę kompozytorów. Otrzymuje tantiemy tak jak czwórka muzyków, która tworzyły wtedy zespół.