Jack White na ten rok zapowiedział aż dwa solowe albumy. Folkowy „Entering Heaven Alive” ukaże się 22 lipca, kwietniowy „Fear of the Dawn” zdążył już zająć pierwsze miejsca rockowego i alternatywnego zestawienia „Billboardu”. Nic dziwnego: to otwarcie nowego rozdziału muzyka, który do wybuchowych gitarowych riffów dodał elektronikę, w tym tę najdawniejszą – elektrofon tieremin.
„Taking Me Back” to żart z awatarowego życia w grze komputerowej „Call of Duty”, a jednocześnie wspomnienie przedpandemicznej idylii i perturbacji w miłosnym związku. White daje popis jako multiinstrumentalista – gitarzysta, basista, klawiszowiec, wokalista. Zmienność stylistyki podkreśla na płycie „Hi-De-Ho” nawiązujące do Cab Callowaya – wszyscy znają go z „Blues Brothers”, ale z zaskakującym udziałem rapera Q-Tipa. „Into the Twilight” nawiązuje do Dizzy’ego Gilespiego i Manhattan Transfer, okraszone cytatem z Williama Burroughsa. Tylko White mógł to wymyślić.
Odświeżającą brzmienie płytę nagrał też T.Love, powracając do składu z Janem Benedykiem z okresu „King”. W „Ja Ciebie kocham” jest melancholia pandemii, ale już w „XYZ” słyszymy przebojowe, charakterystyczne dla dzisiejszego popu syntezatory, nawiązujące do melodyjnego kiczu lat 80. Tłumaczy to stonesowskie „Trzy czwarte”. Muniek śpiewa, że nie chce palić żadnych mostów – do współczesności. Podobnie jest w „Tutto Bene”, duecie z Sokołem.
Staszczyk kontynuuje opowieści o kobietach i mężczyznach oraz starych pokusach rockerów w hicie „Pochodnia” śpiewanym z Kasią Sienkiewicz z Kwiatu Jabłoni. „Ponura żniwiarka” to blues o pandemii.
Rockowym killerem jest tytułowe „Hau Hau”, zaś epicki rozmach ma finałowa, utopijna „Ziemia Obiecana”. Ci, którzy mogą się czuć zaskoczeni nowym brzmieniem – z czasem poczują, że to przyjemne zaskoczenie.