Alternatywna wobec Led Zeppelin kariera Planta rozwijała się jednak dynamicznie. W listopadzie 2007 r., w pierwszym tygodniu sprzedaży, duet cieszył się drugim miejscem w notowaniu „Billboardu" i stu tysiącami sprzedanych egzemplarzy. Tylko Plant wie, czy wpisał londyński koncert Zeppelinów w promocję sprzedaży płyty z Krauss. Ale gdy koledzy z Led Zeppelin liczyli na światowe tournée – w marcu 2008 r. Plant odbierał z Krauss Platynową Płytę za milion CD „Raising Sand".
Tytuł to dobry komentarz do wydarzeń. Tłumacząc dosłownie – chodzi o zbieranie ziarenek piachu, czyli o syzyfową pracę. To jednak idiom oznaczający wywoływanie zamieszania. Plant wywołał je idealnie. A w lutym 2009 r. na gali Grammy wciąż pozycjonował się w oku cyklonu, zdobywając sześć statuetek, pokonując Coldplay, rapera Lil Wayne'a i młodziutką Adele, z którą teraz też staje w szranki, bo wydaje płytę tego samego dnia co ona.
Rocznica "Schodów do nieba"
Album "Led Zeppelin IV" ukazał się dokładnie 50 lat temu, 8 listopada 1971 roku. Zasłynął nie tylko kompozycją "Stairway To Heaven"
Pikanterii dodaje fakt, że Grammy w kategorii nagranie roku otrzymał dzięki piosence „Please Read The Letter", którą zaczął komponować z Jimmym Page'em. A dokończył z Alison.
By zrozumieć postawę Planta, warto wsłuchać się w to, co mówił, pytany o comeback Led Zeppelin. Podkreślał, że trzecia część nagrań grupy nie była hardrockowa, tylko akustyczna. Mówił, że minął czas machania głową i woli, by temperatura emocji była wysoka, ale emocje przemyślane. Dlatego wszystkie zespoły Planta – Strange Sensation, Saving Grace czy Band of Joy – grały kameralnie i akustycznie. Z żadnym też nie wiązał się na dłużej, ironizując, że najwyższą formę muzycy uzyskiwali na pożegnalnych koncertach. Bo nic tak nie podgrzewa emocji jak perspektywa rozstania. Tę zasadę zastosował również w relacjach z Alison, choć z wywiadu udzielonego „The New York Times" było wiadomo, że druga płyta jest planowana.
– Gdybyśmy wiedzieli, co mamy zrobić, prawdopodobnie skończyłoby się muzyczną powtórką – powiedział „New York Times" T Bone Burnett, niegdyś gitarzysta Boba Dylana, producent obu płyt duetu. – A przecież nigdy nie mieliśmy żadnego planu. Po prostu wygłupialiśmy się w studiu, dobrze się bawiliśmy.