Z najpopularniejszej przeglądarki w czwartek Polsce zniknie 12 formatów reklam, które najbardziej irytują internautów. To m.in. pop-upy, czyli okienka reklamowe pojawiające się internautom, gdy wchodzą na jakąś stronę, samoodtwarzające się reklamy z dźwiękiem, reklamy zasłaniające ekran, zanim pojawi się na nich oczekiwana treść, na których zniknięcie trzeba poczekać, oraz duże bandery reklamowe wyświetlające się u dołu strony, podążające za kursorem.
Zniknie 0,9 proc. reklam
Debata nad tym, jak powinny wyglądać dziś reklamy w sieci – którą Google zapoczątkował w połowie ubiegłego roku, zapowiadając swoje nowe plany – była w branży gorąca. Z badania firmy wynika, że zaledwie 0,9 proc. ze 100 tys. witryn przebadanych przez Koalicję w Europie i Ameryce Płn. nie spełni wprowadzanych teraz standardów. – 37 proc. tych stron, które naruszały obecne ustalenia Koalicji, już dziś spełnia nowe kryteria – mówi „Rz" Michael Todd, szef działu relacji z branżą reklamową w rejonie EMEA w Google. Jego zdaniem nowe porządki w Chrome „nie wywołają armagedonu". Google nie spodziewa się też, żeby – pomimo tego, że jeden niewłaściwy format na stronie wydawcy spowoduje zablokowanie od razu wszystkich kampanii prowadzonych na tej samej witrynie – rynek odczuł zmianę finansowo. – Nie oczekujemy żadnego tego rodzaju wpływu na rynek i nie to jest naszym celem. Jeśli wydawcy nie zarabiają na reklamach na swoich stronach, nie zarabiamy na nich także my – zauważa Todd. Jak dodaje, intencją Google'a była reakcja na rosnące wykorzystanie oprogramowania blokującego reklamy w sieci, czyli tzw. ad-blocków.
Miliardy złych reklam
Z badania GlobalWebIndex wynika, że w III kw. ubiegłego roku 51 proc. użytkowników ad-blocków na całym świecie jako powód korzystania z tych programów podało fakt, że reklamy, które oglądali w sieci, były rozpraszające i nieadekwatne, połowa – że było ich za dużo.
Reagując na rozmaite zgłoszenia i prowadząc własne przeglądy, Google już dzisiaj usuwa ze swoich mechanizmów 1,7 mld „złych" reklam rocznie.