Dlaczego o tym wspominam? Otóż jest pewien pisarz w Polsce, który już od dłuższego czasu praktykuje takie podejście do literatury. Na dodatek osiągnął w swoim pisarstwie spory kunszt, choć ewidentnie nie uzyskał adekwatnego uznania okołoliterackiej opinii publicznej. Może dlatego, że przez lata był dziennikarzem telewizyjnym, ma w dorobku także wywiady rzeki (m.in. z Władysławem Bartoszewskim, Wojciechem Pszoniakiem i Krzysztofem Piesiewiczem) i być może dlatego zapomina się, że Michał Komar bywał też scenarzystą (współpracował z Hasem!), ale przede wszystkim jest wyśmienitym eseistą i prozaikiem.
Trafiła się okazja, żeby się o tym przekonać, bo niewielkie warszawskie wydawnictwo Czuły Barbarzyńca właśnie wydało jego dwie książki. Pierwsza to „Wtajemniczenia", zbiór esejów układających się w swoistą powieść dygresyjną, który został wznowiony po dziesięciu latach od premiery. To istny kulinarny „Dekameron", gdzie bohaterowie – przedstawiciele klasy wyższej oraz ich służba – przygotowują kolejne posiłki, a te kuchenne preparacje umilają sobie przeróżnymi opowiastkami pełnymi erudycyjnych szczegółów oraz anegdotami historyczno-obyczajowymi, niekiedy bardzo pikantnymi. Akcja książki osadzona jest w przestrzeni dosyć umownej, choć zakres opowiadanych historii pozwala wyznaczyć górną granicę czasu na drugą połowę XX wieku.
Bardzo dobrze, że „Wtajemniczenia" wznowiono, bo jest to rzecz znakomita. Jak na eseistykę wysokiej próby przystało, jest precyzyjna i zaskakująca, a przy całej swej erudycyjności nadzwyczaj lekka, chwilami rebelaisowsko rubaszna – mieszająca wysokie z niskim, sacrum z profanum, ducha z ciałem.
O czym opowiadają sobie bohaterowie w kolejnych rozdziałach? Spójrzmy na podtytuł: „Rozdział VI, w którym mówi się o pieczonych drozdach, roli przepony w dziejach świata, pięknie współczucia i nędzy litości". Albo „Rozdział III, w którym mówi się o konfiturach, ironii, tartach i cnocie szlachetności". Tutaj Antygona spotyka się z Raskolnikowem, a Roman Ingarden z Janem Potockim.