Jest pan nie tylko współtwórcą zaczynającego się festiwalu, ale też autorem filmu „Paderewski, człowiek czynu, sukcesu i sławy”. Jakie miejsca pan odwiedził wędrując śladami Paderewskiego?
Los Angeles, Nowy Jork, Chicago, Paso Robles w Kalifornii, gdzie miał ranczo San Ignacio i winnicę produkującą wino „Paderewski Wine”. W Europie: Morges, gdzie mieszkał w willi Riond-Bosso, Rapperswil, Genewę - w Szwajcarii; Londyn, Paryż. Na Ukrainie pojechałem do Kuryłówki, gdzie się urodził, i do Żytomierza. Nie mówiąc już o polskich archiwach w Krakowie, Wrocławiu i w Warszawie - Archiwum Akt Nowych.
Film powstał przed kilku laty, ale moje zainteresowanie Paderewskim zaczęło się dużo wcześniej, kiedy robiąc programy telewizyjne współpracowałem z Jerzym Waldorffem i to on uświadomił mi, jak wyjątkową postacią był Paderewski.
Niewątpliwie miał charyzmę, nie tylko talent, o czym świadczą światowe sukcesy. Jego koncerty przyciągały tłumy.
Tak, panowała istna paderomania. Stał się globalnym idolem, na współczesną miarę Michaela Jacksona, czy Beatlesów. Proszę sobie wyobrazić, że ludzie potrafili wyjść w nocy, żeby zobaczyć przejeżdżający z nim pociąg.