Wystawy immersyjne biją rekordy oglądalności. Czy to przyszłość sztuki, czy raczej zagrożenie dla niej? Arcydzieła czy kicze? Dlaczego wirtualne światy tak nas uwodzą? Czy tradycyjnym muzeom i galeriom grozi upadek? Immersyjny Monet, van Gogh, Leonardo da Vinci, Dali, Chagall to poszerzenie granic sztuki czy marketingowy chwyt? A może artyści staną się zbędni, skoro od oryginalnych dzieł wolimy perfekcyjne, ruchome obrazy cyfrowe, tworzone przez wyspecjalizowane zespoły, lub produkty sztucznej inteligencji?
Immersyjność (od ang. immerse) to modne słowo. Oznacza zanurzenie się w wirtualną rzeczywistość oraz możliwość wejścia z nią w interakcję. Takie pokazy pozwalają wejść do wnętrza obrazu i w świat wyobraźni artysty.
Czytaj więcej
W Warszawie można oglądać od 18 listopada immersyjną wystawę „Kaplica Sykstyńska. Dziedzictwo” na błoniach PGE Narodowego od strony Alei Zielenieckiej.
Co więcej, pokazy mogą zapraszać do udziału w wirtualnych koncertach, łączyć się z nauką, opowiadać o cudach natury i krajobrazach, zabierać w odległe podróże. Wykorzystują różnorodne technologie: VR (wirtualną rzeczywistość), AR (rozszerzoną rzeczywistość), MR (rzeczywistość mieszaną), cyfrowe instalacje i projekcje, mappingi 3D. Czerpią z filmu, animacji, grafiki cyfrowej.