Kobiety zapowiadają śmierć

Największy festiwal Europy znów gości widzów ze świata, choć narzuca im reżim. I nie boi się artystycznych prowokacji.

Aktualizacja: 11.08.2021 19:01 Publikacja: 11.08.2021 18:29

150 kobiet w „Don Giovannim” Romeo Castellucciego

150 kobiet w „Don Giovannim” Romeo Castellucciego

Foto: Salzburger Festspiele, Monika Rittershaus

Prawie 3 tys. osób, głowa przy głowie, ogląda „Don Giovanniego" Mozarta. Z początkiem lata Austria zniosła wszelkie ograniczenia w zapełnieniu miejsc na imprezach kulturalnych i festiwal w Salzburgu skierował do sprzedaży dodatkowych 70 tys. biletów. Zdecydowana większość szybko znalazła nabywców.

Po kadłubowej edycji 2020, której nie odwołano, bo wypadało stulecie festiwalu, znów jest siedem tygodni wypełnionych przedstawieniami i koncertami. A jednak festiwalowe życie jest nieco inne.

Obowiązuje dyscyplina, jakiej nie poddałaby się polska publiczność. Bilet jest imienny, by go otrzymać, trzeba było przesłać e-mailem swoje dane kontaktowe. Jego kod kreskowy jest sprawdzany przy wejściu wraz z paszportem covidowym lub wynikiem testu oraz dowodem tożsamości. Wszystkich obowiązuje jeden typ maseczki (FFP), substytuty nie wchodzą w grę.

Na widowni jest międzynarodowo, choć nie ma tak licznych zazwyczaj turystów z Azji. Niezależnie jednak, kto skąd przyjechał, nikt, gdy gaśnie światło, nie rezygnuje z zasłaniania nosa i ust, co u nas bywa nagminne.

Swarovski dla gwiazdy

Cały Salzburg znowu stał się jedną wielką sceną. Tak było przez 100 lat, o czym przypomina wystawa w Neue Residenz. Bogactwo zgromadzonych materiałów – zdjęć, plakatów, kostiumów, projektów scenografii, archiwalnych filmów, nagrań wideo – jest doprawdy niezwykłe.

Historia została pokazana rok po roku, nie pomijając okresu brunatnego. Są więc i zdjęcia z palenia książek i ze zrywania fresków w budynku teatru, namalowanych przez żydowskiego artystę. Przypomniano wielkiego twórcę festiwalu Maxa Reinhardta, którego pałac Leopoldskron nacjonalistyczne bojówki podpaliły jeszcze przed anszlusem Austrii przez hitlerowskie Niemcy. Udało mu się potem wyemigrować do Stanów.

Festiwal w Salzburgu jest niepowtarzalny, ale bywa nazywany imprezą dla bogaczy i snobów. W czasach dominacji kultury masowej też ma się dobrze, w tym roku media fascynują się więc strojami szytymi dla Anny Netrebko, która wystąpi w „Tosce". Czerwoną suknię, w której zamorduje barona Scarpię, będzie zdobić 40 tys. kryształków Swarovskiego (premiera 21 sierpnia).

Żadna inna impreza na świecie nie byłaby zapewne w stanie zaangażować 150 statystek do „Don Giovanniego". Taki kobiecy tłum w opowieści o nienasyconym erotycznie mężczyźnie podsyca masową wyobraźnię. A jednak nie o sensację i tanią widowiskowość w tym przedstawieniu chodzi.

Twórcą „Don Giovanniego" jest najbardziej chyba niezwykły twórca współczesnego teatru – Włoch Romeo Castellucci, polskim widzom dobrze znany choćby z poznańskiego Malta Festival. To artysta o nieposkromionej wyobraźni inspirowanej malarstwem, stąd każdy jego obraz sceniczny jest precyzyjną kompozycją. I reżyser o zaskakujących pomysłach, za którym widz nie zawsze jest w stanie nadążyć.

Dekonstrukcja świata

Kobiet na scenie rzeczywiście jest 150, nie licząc bohaterek opery i członkiń chóru. Osaczają Don Giovanniego, stając się zapowiedzią śmierci, a nie zmysłowych uniesień. Są młode i stare, wysokie i niskie, chude i monstrualnie otyłe. Kiedy zdejmują szaty i zostają w bieliźnie, nie kuszą i niczego nie udają. Castellucci często eksponuje ciało ludzkie, zacierając granice między pięknem a brzydotą.

W teatrze tworzy własny świat, o czym przypomina też często używana przez niego tiulowa zasłona, przez którą widz ogląda zdarzenia. Arcydzieło Mozarta opowiedział zaś w trzech częściach. Pierwsza – dodana przed uwerturą – to desakralizacja kościoła, z którego ekipa remontowa usuwa obiekty kultu religijnego. Potem w tych murach bez Boga dokonuje się dekonstrukcja świata Don Giovanniego. A część ostatnia, rozgrywająca się na pustej scenie, obrazuje jego podążanie ku nieuchronnej śmierci.

Nie wszystkie pomysły Castellucciego są czytelne, choćby tresowany szczur przebiegający raz jeden przez scenę. Ale prowadzenie postaci – bezbłędne, by wspomnieć Leporella jako alter ego swego pana czy groteskowego Don Ottavia ciągle udającego kogoś innego, by w oczach kobiet dorównać atrakcyjnością Don Giovanniemu.

A przede wszystkim są obrazy i sceny zapadające w pamięć. Finał zaś to majstersztyk teatralny. Prostymi środkami Castellucci pokazał człowieka gotowego na śmierć, a jednocześnie rozpaczliwie broniącego się, gdy ona przychodzi.

Dla części widzów ten spektakl to oczywiście prowokacja, teatralna, ale i muzyczna. Partnerem reżysera jest grecko-rosyjski dyrygent Teodor Currentzis ze swoim zespołem musicAeterna stworzonym kilkanaście lat temu w Nowosybirsku. I on, i jego artyści to muzyczne odkrycie ostatniej dekady. Rozpalają emocje, mają tyle samo przeciwników, co fanatycznych fanów.

Currentzis wnikliwe, ale po swojemu odczytuje partyturę. Zmienia tempa, maksymalnie różnicuje dynamikę, często coś dodaje, robi niespodziewane pauzy. Muzyka, którą kreuje, ma niesłychane napięcie, nie można przerwać jej słuchania nawet, jeśli niektóre koncepcje dyrygenta drażnią.

W Salzburgu miał też do dyspozycji ósemkę solistów, wśród nich Rosjankę Niedzieżdę Pawłową (Donna Anna), fenomenalnego tenora amerykańskiego Michaela Spyresa (Don Ottavio), Włocha Davide'a Luciano (Don Giovanni) czy jego rodaczkę Federicę Lombardo (Donna Elvira). Wszyscy zresztą bezbłędnie realizowali nieoczywiste pomysły dyrygenta i Castellucciego.

Ta premiera miała odbyć się na jubileusz, gdyż „Don Giovanni" był pierwszą operą wystawioną na festiwalu. Stało się inaczej, Castellucci z Currentzisem inaugurują nowe stulecie. Sądząc po żywiołowej reakcji widzów, Salzburg, choć konserwatywny, jest otwarty na nowości.

Prawie 3 tys. osób, głowa przy głowie, ogląda „Don Giovanniego" Mozarta. Z początkiem lata Austria zniosła wszelkie ograniczenia w zapełnieniu miejsc na imprezach kulturalnych i festiwal w Salzburgu skierował do sprzedaży dodatkowych 70 tys. biletów. Zdecydowana większość szybko znalazła nabywców.

Po kadłubowej edycji 2020, której nie odwołano, bo wypadało stulecie festiwalu, znów jest siedem tygodni wypełnionych przedstawieniami i koncertami. A jednak festiwalowe życie jest nieco inne.

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata
Kultura
Pawilon Polski na Biennale Architektury 2025: Pokażemy projekt „Lary i penaty"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”