Jacob Collier: Jazz można tworzyć samemu

Nowa gwiazda muzyki, laureat dwóch Grammy, opowiada Jackowi Cieślakowi o debiucie i przyjeździe do Polski.

Aktualizacja: 23.11.2017 22:29 Publikacja: 23.11.2017 17:27

Rzeczpospolita: W erze rocka młodzi muzycy zaczynali grać w garażu. Co pana skłoniło, żeby wybrać rolę multiinstrumentalisty i nagrać płytę „In My Room" solo w swoim pokoju?

Jacob Collier: Czasy i przemysł fonograficzny się zmieniają. Jeszcze kiedy byłem mały, młodzi muzycy musieli stworzyć grupę, a potem tracić czas w poczekalniach wielkich wytwórni. Reprezentuję nową generację, która publikuje debiutanckie nagrania w internecie. Nie musiałem rezerwować studia i podpisywać umowy z menedżerem. Zgromadziłem w pokoju instrumenty, włączyłem komputer, mikrofon i zacząłem nagrywać. Ten etap poprzedził oczywiście okres studiowania muzyki i technologii nagrywania, ale to nie była męka oczekiwania na kontrakt, tylko fantastyczna zabawa. Zyskany czas mogłem przeznaczyć na próby i doskonalenie brzmienia.

Jednak próby z kolegami z zespołu współtworzą także magię pierwszych nagrań. Nie czuje się pan samotny w swoim domowym studiu?

Absolutnie nie. Muzykę można tworzyć samemu. Starając się wczuć w to, jakie są relacje między muzykami, odegrałem ich rolę i wykreowałem de facto swój zespół. Potem stopniowo uczyłem się nawiązywać kontakt z widzami, słuchaczami.

Wielu młodych prezentuje nagrania w kanale YouTube, pan jednak przykuł uwagę i formą wizualizacji, prezentując się na ekranie we wszystkich wcieleniach multiinstrumentalisty. Jak rodził się ten pomysł?

To zasługa muzycznej szkoły, w której mieliśmy zajęcia poświęcone łączeniu prezentacji muzyki z towarzyszącym jej obrazem. Uczyliśmy się pisania scenariusza i produkowania wideo, które ma wypromować nową piosenkę. Tworząc muzykę jako multiinstrumentalista, musiałem znaleźć sposób na to, jak się pokazać, grając na wielu instrumentach, bo to się składa na ostateczny wyraz nagrania.

I osiągnął pan efekt, który znamy z filmowego zapisu festiwalu Woodstock. W tamtym jednak przypadku ekran podzielony był na kadry pomiędzy wielu muzyków.

Mój cel był inny. Chciałem zwizualizować to, co gram, i jak to zostało zrobione.

Zanim zainteresował się pan jazzem, uczył się pan klasyki?

Moje jedyne doświadczenia z klasyką pochodzą z okresu, kiedy miałem osiem lat, a skończył się wraz z mutacją. Śpiewałem wtedy w chórze. Teraz zdarza mi się to w gronie rodzinnym. Od 13. roku życia zająłem się nauką jazzu, graniem na fortepianie, kontrabasie, perkusji i studiowaniem kompozycji. Profesorowie dawali mi wiele wolności. Robiłem to, na co miałem ochotę, rozwijałem swoje możliwości.

A jaki wpływ na pana miało to, że rodzice uczą muzyki w londyńskim konserwatorium?

Chciałem podkreślić rolę mamy, która jest dyrygentką i od początku namawiała mnie, żebym podążał za intuicją i był sobą. Dzięki rodzicom wcześnie poznałem różne muzyczne języki – Bacha, Beethovena, Strawińskiego, Bartoka, ale także Steviego Wondera czy Stinga. Wszyscy oni stali się moimi muzycznymi bohaterami. Nie uznaję podziałów między gatunkami. Muzyka jest jedna. Pewnie dlatego lepiej odnalazłem się jako debiutant w Internecie niż w wytwórniach płytowych, które do dziś stosują podziały na gatunki. W swoich nagraniach staram się łączyć różne stylistyki.

Wspomniał pan o gwiazdach klasyki, rocka i soulu. A co z hip-hopem, który jest dla pana rówieśników najważniejszy?

Byłem wielkim fanem hip-hopu. Jego złote czasy trwają już drugą dekadę i to wielki przywilej dla młodych ludzi, że mogą się wyrażać, korzystając z beatów i sampli.

Został pan okrzyknięty geniuszem, „nowym Mesjaszem jazzu". Jak pan odbiera takie komplementy?

To miłe słowa, ale staram się nigdy nie brać ich serio, choć zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy uwielbiają tak pisać lub być określani. Wolę się koncentrować na tworzeniu muzyki, bo wiem, co robię dobrze, a co muszę jeszcze ulepszyć i poprawić.

Żeby mógł pan występować na koncertach, musiała powstać specjalna maszyna.

Pomagali mi inżynierowie z Instytutu Technologii na Uniwersytecie w Massachusetts. Wyzwanie, jakie postawili przed sobą, było proste i skomplikowane zarazem: należało skonstruować taki instrument, który umożliwi mój one man show, pomoże przenieść mój pokój i jego wyposażenie do sal. Dzięki temu urządzeniu koncertuję na całym świecie, nakładając na siebie ścieżki basu i fortepianu.

Czy na drugim albumie zdecyduje się pan na duet lub zespół towarzyszący?

Na pewno nie zrezygnuję z pomysłu nagrywania w moim pokoju. Postaram się jednak zaprosić różnych gości i moja w tym głowa, żeby nagrać partie orkiestry. Potem przeniosę tę formułę na koncerty. Uwielbiam moją energię podczas występów, ale zajmę się tym, by połączyć ją z energią innych muzyków. Album ukaże się w przyszłym roku.

Czego możemy się spodziewać na koncertach w Polsce?

Pamiętam mój jedyny dotąd występ w Warszawie w listopadzie poprzedniego roku. Publiczność reagowała w niesamowity sposób. Teraz wystąpię w stolicy oraz w Katowicach i Gdańsku. Zaproponuję syntezę mojej płyty z muzyką orkiestrową. Zaśpiewam też z Agą Zaryan.

Pana menedżerem jest Quincy Jones, wybitny jazzman, producent utytułowanych albumów Michaela Jacksona. Jakie to daje możliwości?

Quincy współpracował też z Frankiem Sinatrą i wieloma innymi gwiazdami. Jest menedżerem-przyjacielem, przede wszystkim mądrym człowiekiem, a dopiero potem muzykiem i człowiekiem show-biznesu. Uwielbia poznawać ludzi, dowiadywać się o świecie. To fantastyczny instrumentalista, który podpowiada, jak rozwijać się najlepiej.

Nowe pokolenia w BMW Jazz Club

Wokalista, multiinstrumentalista, kompozytor i aranżer Jacob Collier będzie gościem specjalnym BMW Jazz Club i wystąpi z Agą Zaryan, dyrektor artystyczną tegorocznej odsłony zatytułowanej „Nowe pokolenia". Koncerty są też premierą projektu muzycznego Agi Zaryan, powstałego specjalnie na potrzeby BMW Jazz Club. Artystka zaprosiła do udziału kilkudziesięciu młodych muzyków klasycznych grających w składach Młodej Polskiej Filharmonii oraz European Jazz Sextet. – Kiedy pierwszy raz usłyszałam Jacoba Colliera, zrozumiałam, że jest muzycznym geniuszem – mówi Aga Zaryan. – Jego bezgraniczna muzykalność, entuzjazm oraz radość tworzenia czynią z niego muzycznego wizjonera. Młoda Polska Filharmonia oraz European Jazz Sextet to światowej klasy młodzi muzycy, którzy grają z pasją.

BMW Jazz Club zawita do trzech miast. 3 grudnia do Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie, 5 grudnia do Międzynarodowego Centrum Kongresowego w Katowicach, a 6 grudnia do Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku.

Rzeczpospolita: W erze rocka młodzi muzycy zaczynali grać w garażu. Co pana skłoniło, żeby wybrać rolę multiinstrumentalisty i nagrać płytę „In My Room" solo w swoim pokoju?

Jacob Collier: Czasy i przemysł fonograficzny się zmieniają. Jeszcze kiedy byłem mały, młodzi muzycy musieli stworzyć grupę, a potem tracić czas w poczekalniach wielkich wytwórni. Reprezentuję nową generację, która publikuje debiutanckie nagrania w internecie. Nie musiałem rezerwować studia i podpisywać umowy z menedżerem. Zgromadziłem w pokoju instrumenty, włączyłem komputer, mikrofon i zacząłem nagrywać. Ten etap poprzedził oczywiście okres studiowania muzyki i technologii nagrywania, ale to nie była męka oczekiwania na kontrakt, tylko fantastyczna zabawa. Zyskany czas mogłem przeznaczyć na próby i doskonalenie brzmienia.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata
Kultura
Pawilon Polski na Biennale Architektury 2025: Pokażemy projekt „Lary i penaty"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”