W czwartek rano Australijczycy obudzili się bez dostępu do informacji prasowych na Facebooku. W środku pandemii na popularnej platformie społecznościowej zniknęły także strony urzędów odpowiedzialnych za szczepienia na Covid-19. Choć dzień wcześniej minister skarbu Josh Frydenberg rozmawiał z Markiem Zuckerbergiem, ruch Facebooka całkowicie zaskoczył Canberrę.
Ale premier Australii nie zamierza ustępować.
– Nie damy się zastraszyć przez wielkie firmy technologiczne. Chcą wymusić posłuszeństwo na parlamencie, gdy ten szykuje się do uchwalenia ważnej ustawy regulującej rynek cyfrowy – zapowiedział Scott Morrison. I od razu zaczął budować koalicję krajów demokratycznych przeciw amerykańskiemu gigantowi. Już w czwartek rozmawiał o tym z premierem Indii Narendrą Modim. Sprawę zamierza też podnieść na najbliższym szczycie krajów G20.
Morrison jest dobrej myśli, bo zupełnie inną strategię od Facebooka obrał Google. Kalifornijski potentat robił, co mógł, aby zablokować nowe prawo o rynku mediów. Gdy jednak zarówno lobbing samej firmy, jak i presja rządu USA okazały się płonne, Google poszedł na ugodę najpierw z mniejszymi wydawcami w Australii, a w środę w nocy z największą firmą medialną kraju – News Corp. Ruperta Murdocha. Szczegóły nie są znane, ale źródła „Financial Timesa" podają, że gigant zgodził się płacić za treści dziennikarskie „wielokrotnie więcej", niż kiedykolwiek dostali od niego wydawcy na świecie.
– To jest bardzo ważny moment. Okazało się, że kiedy demokratyczny rząd jest zdeterminowany, może zmusić gigantów internetowych do podległości. A więc pozostaje suwerenem na swoim terytorium – mówi „Rzeczpospolitej" Jean-Pierre de Kerraoul, prezes Europejskiego Stowarzyszenia Wydawców Gazet (ENPA).