Od czterech miesięcy nie może zapaść ostateczna decyzja, czy byli policjanci podejrzani o korupcję i sprzyjanie sutenerom z Podkarpacia powinni wrócić do aresztu. Akta „wędrują" między sądami, a podejrzani są na wolności – i mogą uzgadniać taktykę.
W listopadzie 2019 r. czterej oficerowie – wtedy jeden obecny, i dwóch byłych wysokich funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego Policji na Podkarpaciu – zostali zatrzymani przez ABW. Był to Piotr J., wówczas naczelnik zarządu CBŚP w Rzeszowie, dwaj byli naczelnicy tutejszego CBŚP: Damian W. oraz Krzysztof B., a także Robert P., były szef delegatury rzeszowskiego CBA, też wywodzący się z policji. Wszyscy na trzy miesiące trafili do aresztu pod zarzutem przyjmowania korzyści majątkowych i osobistych, przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków.
To część głośnej sprawy dotyczącej agencji towarzyskich braci Jewgienija i Aleksieja R. z Ukrainy, którzy przez blisko 20 lat prowadzili seksbiznes w Rzeszowie i okolicach. Mogli działać tak długo, bo wpływowi policjanci z rzeszowskiego CBŚ pilnowali ich interesu. Sprawę rozpracowuje małopolski wydział ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji.
Z zarzutów wynika, że przez kilka lat – od 2014 i 2016 r. – jako bywalcy agencji towarzyskich braci R. policjanci korzystali z całego pakietu darmowych rozrywek: alkoholi, posiłków, seksusług i imprez towarzyskich w agencjach R.
W rewanżu mieli przymykać oko na przestępczą działalność, w tym handel kobietami – choć to według kodeksu karnego jedna z najcięższych zbrodni. Nie nadawali biegu informacjom o kierowaniu przez R. międzynarodową grupą przestępczą z Ukrainy.