Około 3 mln ton zboża z Ukrainy, które zamiast trafić do Afryki pozostało w Polsce, nie było poddane kontroli, która dałaby pewność, że jest ono bezpieczne dla zdrowia i nie zawiera szkodliwych substancji. Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS), która prowadzi graniczną kontrolę jakości artykułów przywożonych spoza państw członkowskich Unii Europejskiej, bada wyłącznie ich zgodność z deklaracją producenta, czyli z wymaganiami wynikającymi z załączonych dokumentów – wynika z odpowiedzi dla „Rzeczpospolitej”.
Jak sprawdziliśmy, ziaren z Ukrainy nie otrzymały do badań na obecność w nich pozostałości środków ochrony roślin państwowe instytuty – w Puławach ani w Poznaniu.
„Techniczne” zboże
O tym, że sprowadzone z Ukrainy tanie zboże (głównie pszenica i kukurydza) nie tylko zalało polski i europejski rynek, wywołując kryzys w rolnictwie, ale i – niezbadane – trafiło do paszarni, młynów i producentów makaronów, mówią sami rolnicy. Nasze ustalenia to potwierdzają.
Czytaj więcej
Dymisja szefa resortu rolnictwa i powołanie na to stanowisko nowego ministra to zdaniem opozycji gra na czas, która nie przyniesie partii rządzącej sukcesu.
„W ramach granicznej kontroli jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych nie posiadamy jako inspekcja uprawnień do badania parametrów zdrowotnych i fitosanitarnych, np. oznaczania pozostałości środków ochrony roślin, metali ciężkich oraz zawartości mykotoksyn w żywności” – odpowiada nam Izabela Zdrojewska, rzeczniczka IJHARS. W Polsce „rozeszło” się – jak nam wskazywał Tomasz Obszański, szef NZSS Rolników Indywidualnych Solidarność – około 3 mln t zboża z Ukrainy.