Na początku kwietnia prezydent Recep Erdogan przyjmować będzie w Ankarze szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen oraz Charles'a Michela, przewodniczącego Rady Europejskiej. Jest to mała sensacja, biorąc pod uwagę niedawną wzajemną wrogość.
Na zmianę planów tej wizyty nie wpłynęło ani wypowiedzenie przez Turcję konwencji stambulskiej, ani przygotowania do delegalizacji prokurdyjskiej partii HDP, ani też krytykowane przez turecką opozycję plany zmiany ordynacji wyborczej.
– Od grudnia ubiegłego roku Turcja wykazuje spokojniejsze, bardziej konstruktywne podejście m.in. w różnych kwestiach w relacjach dwustronnych z państwami członkowskimi UE – głosi analiza unijnej dyplomacji, którą przedstawił przed ostatnim szczytem UE Josep Borrell, wysoki przedstawiciel ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. W tym kierunku idą też ustalenia szczytu wyznaczające zadania KE na rzecz „stopniowego, proporcjonalnego i odwracalnego" rozwoju relacji z Turcją w dwu najważniejszych dla Brukseli sprawach: imigracji oraz handlu. To nagroda za złagodzenie przez Turcję napięć we wschodniej części Morza Śródziemnego.
Rozważane jest nawet zwiększenie transferów finansowych dla Turcji ponad uzgodnienia z 2016 roku. Wtedy to Ankara zobowiązała się do utrzymana na swym terytorium rzeszy uchodźców z Syrii i innych krajów w zamian za 6 mld euro unijnej pomocy na ten cel. Mowa jest obecnie o zwiększeniu tej sumy o dalsze 2,5 mld euro. UE wyraża wdzięczność Turcji za udzielenie schronienia ponad 4 mln uchodźców i imigrantów.
Tym samym w niepamięć poszedł brutalny szantaż Ankary sprzed ponad roku otwarcia granic z Grecją i Bułgarią dla imigrantów, których setki usiłowały się przedrzeć do Grecji pod osłoną tureckich władz. Plany te pokrzyżowała pandemia koronawirusa. Kilka miesięcy temu prezydent Erdogan zdecydował się na deeskalację konfliktu na wschodnich obszarach Morza Śródziemnego, gdzie rozpoczęto poszukiwania złóż gazu i ropy na obszarach wyłącznej strefy ekonomicznej Grecji. Konflikt groził wybuchem konfliktu zbrojnego.