Wojna znów zbliżyła się do granic NATO. W poniedziałek Rosjanie zbombardowali zabudowania we Lwowie, zabijając siedem osób. To trzeci już atak w pobliżu Polski. Zabezpieczenie flanki wschodniej paktu staje się coraz pilniejsze.
Od przystąpienia do NATO w 1999 r. nasz kraj stara się zrzucić status członka drugiej kategorii. Do tej pory z ograniczonymi efektami. Co prawda amerykański kontyngent nad Wisłą po aneksji Krymu osiągnął 4,5 tys. żołnierzy, a teraz jest ponad dwa razy większy, wciąż jednak nad jego przyszłością ciążą zobowiązania podjęte przez sojusz w 1997 r. w akcie stanowiącym Rosja–NATO: powstrzymanie się od rozmieszczenia na stałe znaczących sił alianckich w nowych krajach członkowskich. Wojska USA goszczą więc w Polsce tymczasowo: właśnie zapadła decyzja o przedłużeniu „na jakiś czas” obecności na Podkarpaciu 82. Dywizji Powietrznodesantowej.
Czytaj więcej
Cztery rakiety uderzyły na Lwów na zachodzie Ukrainy. Mer miasta informował o pięciu pociskach, które trafiły w miasto. W wyniku ostrzału zginęło 7 osób, rannych jest 11, w tym dziecko.
To ograniczenie odchodzi w przeszłość. Przed szczytem w Madrycie 29–30 czerwca przywódcy 30 państw paktu rozpoczęli konsultacje decyzji mających odwrócić owe zobowiązania wobec Kremla. – NATO pracuje nad planami obecności wojskowej w pełnej skali przy swoich granicach, aby przeciwstawić się przyszłym agresjom Rosji – powiedział „Daily Telegraph” Jens Stoltenberg, sekretarz generalny paktu. – Znajdujemy się w środku fundamentalnej transformacji, która uwzględni długoterminowe skutki działań podjętych przez Władimira Putina – dodał. Jego zdaniem decyzje o resecie strategii NATO wobec Rosji zapadną w Madrycie.
Na czym ma taki reset polegać? Rąbka tajemnicy uchylił w Kongresie gen. Mark Milley, najwyższy rangą dowódca sił USA. Chodzi o powstanie stałych baz amerykańskich w Polsce, Rumunii i krajach bałtyckich. Rotacja służących w nich żołnierzy odbywałaby się jednak co 6–12 miesięcy, a nie co dwa–trzy lata, jak w garnizonach USA w Niemczech. Ale nie jest to spowodowane obawami przed reakcją Rosji, ale ograniczeniem kosztów budowy kwater dla rodzin wojskowych i szkół dla ich dzieci. Milley dodał, że państwa flanki wschodniej „zbudują te bazy, zapłacą za nie”.