To naprawdę nie miało się prawa wydarzyć. Nie w państwie, które ma najlepsze służby wywiadowcze na świecie. Nie w państwie, które ma najnowocześniejszy na świecie sektor nowoczesnych technologii produkowanych na rzecz sektora zbrojeniowego.
Gdy wszyscy jeszcze spali, w czasie święta, w którym celebruje się Torę, w pięćdziesiątą rocznicę wojny Jom Kipur, gdy państwo żydowskie dało się zaskoczyć atakowi ze strony państw arabskich, znów na teren Izraela wkroczyły siły wroga. Bojownicy Hamasu zdobywali przejścia graniczne z Gazą, przechodzili wykopanymi tunelami, przekraczali granicę nawet lecąc paralotniami, by przed świtem przedostać się w głąb Izraela i rozlać jak najwięcej krwi cywilów. Zabijano żołnierzy, wyciągano cywilów z samochodów, zdobywano kibuce i zwykłe osiedla mordując, gwałcąc i biorąc zakładników. Lądowej ofensywie towarzyszył największy od dwóch lat ostrzał rakietowy.
Dlaczego Izrael dał się zaskoczyć?
Na początku Izrael zamarł z przerażenia. Ale szybko zaczął odpowiadać. Przestawił się w stan wojny, cywile zakładali mundury i pędzili do punktów zbornych rezerwy, lotnictwo zaczęło bombardowanie celów Hamasu w Gazie, do granic kraju ruszyły czołgi. Odpowiedź będzie zdecydowana i krwawa. Innej być nie może. Izrael nie może sobie pozwolić na okazanie słabości. Po początkowym szoku ogłosił wojnę z Hamasem, Palestyńskim Islamskim Dżihadem i innymi wrogami żydowskiego państwa.
Czytaj więcej
Nigdy wcześniej sianie terroru w Izraelu tak się Hamasowi nie udawało. Sukcesy terrorystów będą jednak krótkotrwałe.
Nikt nie ma wątpliwości, że w cieniu za tymi wszystkimi atakami stoi Iran finansujący palestyński terroryzm. Ale pytania o to, jak mogło dojść do czegoś takiego będą stawiane. I muszą być stawiane, bo tylko tak będzie można powstrzymać terrorystów w przyszłości.