Andrzej Łomanowski: Nie ma Prigożyna, nie ma problemu, mógłby pomyśleć Putin. Czyżby?

„Jest człowiek, jest problem. Nie ma człowieka, nie ma problemu” – na wieść o śmierci Jewgienija Prigożyna brytyjski historyk Simon Sebag Montefiore przypomniał stare powiedzenie z epoki Stalina.

Publikacja: 25.08.2023 03:00

Andrzej Łomanowski: Nie ma Prigożyna, nie ma problemu, mógłby pomyśleć Putin. Czyżby?

Foto: AFP

Okazało się jednak, że wraz ze śmiercią właściciela Grupy Wagnera jeden duży kłopot zamienił się w drugi, równie groźny. Cóż, zemsta to rozkosz bogów, ale przede wszystkim szaleństwo ludzi. A za szaleństwa trzeba płacić.

Pokaz siły Putina, zemsta wywarta na „zdrajcy” możliwe, że zastraszyły jakąś część rosyjskiej klasy politycznej. Przywróciły też pewnie dobre samopoczucie prezydentowi Rosji, poniżonemu w trakcie rebelii najemników.

Czytaj więcej

Władimir Putin przekazał "szczere kondolencje" rodzinom ofiar katastrofy Embraera

Ale pozostawiły po sobie osieroconych kilka–kilkanaście tysięcy wagnerowców. Są uzbrojeni i nie wiedzą, co ze sobą robić. Znów się buntować? Możliwe, że tym razem pociągnęliby za sobą nawet duże jednostki regularnej armii. Tylko jakie byłyby tego konsekwencje? Podporządkować się znienawidzonemu resortowi obrony? Część już mówi: w końcu wszystko jedno, gdzie się służy.

Czytaj więcej

Co najemnicy z Grupy Wagnera zrobią po śmierci Jewgienija Prigożyna?

Większość pewnie rozejdzie się do domów lub ugnie przed Ministerstwem Obrony. Ale pozostanie wystarczająco liczna grupa desperatów, by zafundować Rosji własny OAS (Organizacja Tajnej Armii). Po wycofaniu się w 1960 r. Francji z kolonialnej wojny w Algierii sfrustrowani francuscy żołnierze zjednoczyli się wokół gen. Raoula Salana i urządzili we własnym kraju kampanię zamachów terrorystycznych wymierzonych w gen. Charles’a de Gaulle’a.

Czytaj więcej

Kto poskromi Grupę Wagnera

Oczywiście, w żadnym wypadku nie należy porównywać de Gaulle’a z Putinem – różni ich absolutnie wszystko, począwszy od wzrostu. Ale mechanizm działania zdesperowanych i uzbrojonych ludzi może być podobny.

Chyba Kreml zaczyna zdawać sobie z tego sprawę. Nikt oficjalnie co prawda do tej pory nie zaprzeczył, że samolot Prigożyna został zestrzelony rakietą przeciwlotniczą – taka wersja łechce wszak dumę Putina. Udowadnia jemu samemu, że jest „twardym kolesiem”, z którym nie wolno zadzierać.

Czytaj więcej

Śmierć Prigożyna sygnałem dla Łukaszenki. A Mińsk milczy

Coraz częściej pojawia się jednak inna: bomba (lub nawet dwie) na pokładzie samolotu. Jeszcze dzień, dwa i Kreml ogłosi, że zamachu dokonali… Ukraińcy. W jego zamierzeniu miałoby to odsunąć podejrzenia od prezydenta, chyba zaskoczonego skalą międzynarodowej odrazy, jaką wywołało zestrzelenie samolotu i publiczne zamordowanie dziesięciu osób. Ale przede wszystkim taka wersja miałaby uspokoić tysiące wagnerowców i wskazać im wspólnego wroga: w Kijowie.

Okazało się jednak, że wraz ze śmiercią właściciela Grupy Wagnera jeden duży kłopot zamienił się w drugi, równie groźny. Cóż, zemsta to rozkosz bogów, ale przede wszystkim szaleństwo ludzi. A za szaleństwa trzeba płacić.

Pokaz siły Putina, zemsta wywarta na „zdrajcy” możliwe, że zastraszyły jakąś część rosyjskiej klasy politycznej. Przywróciły też pewnie dobre samopoczucie prezydentowi Rosji, poniżonemu w trakcie rebelii najemników.

Pozostało 85% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska