Bogusław Chrabota: Ukraina w NATO. Kiedy i na jakich warunkach?

Ukraina nie może stać się częścią Sojuszu Północnoatlantyckiego podczas wojny z Rosją. Ale po jej szczęśliwym finale nie ma innego miejsca dla Kijowa niż struktury NATO. Ogłoszony w Wilnie komunikat NATO w sprawie Ukrainy to potwierdza, redukując proces akcesyjny do jednego etapu.

Publikacja: 11.07.2023 12:26

Jens Stoltenberg i Wołodymyr Zełenski

Jens Stoltenberg i Wołodymyr Zełenski

Foto: PAP/EPA

Dylemat, przed jakim stoją uczestnicy szczytu NATO w Wilnie, wydaje się dość oczywisty. Nie „czy”, ale „kiedy” Ukraina w NATO. I „jaka”. Czy w granicach sprzed 2014 roku? Stabilna i koncentrująca się na odbudowanie państwa, wzmacnianiu demokracji i praworządności. Czy inna, przymuszona do zgniłego kompromisu i dysząca rządzą zemsty wobec imperialnej Rosji?

Ta druga byłaby jak beczka prochu, wciąż grożąca wybuchem kolejnej fazy konfliktu na Wschodzie. Taka Ukraina stałaby się bardzo problematycznym członkiem NATO, więc liderzy sojuszu mają dodatkową motywację, by nie limitować pomocy, a wręcz nasilić wsparcie dla walczącego Kijowa. Zysk będzie podwójny: zwycięstwo w konfrontacji z Moskwą może wygasić lub na długi czas przytłumić imperialne ambicje Rosji, a przy okazji też ustabilizować Ukrainę, wzmacniając gwarancje pokojowej ścieżki jej rozwoju. W takiej postaci mogłaby być równoprawnym członkiem sojuszu.

Czytaj więcej

Rosja przed szczytem NATO ostrzega: Europa może ponieść straszne konsekwencje

Czy Ukraina może wejść do NATO w czasie wojny z Rosją?

Tych oczywistości w kwestii szczytu jest jeszcze kilka. Na pierwszy plan wysuwa się wspólne przekonanie (podzielane zresztą wyjątkowo trzeźwo przez społeczeństwa najtwardszych nawet sojuszników Kijowa – m.in. Polaków), że nie ma miejsca w NATO dla kraju znajdującego się w stanie wojny. To jasne, logika artykułu 5 paktu byłaby bezwzględna i NATO musiałoby się wtedy militarnie zaangażować w konflikt, a mało kto w Europie czy Ameryce chce wysyłać swoich „chłopców” na śmierć.

W związku z tym nie należy się spodziewać, że w Wilnie zapadną jakieś kategoryczne decyzje, co do terminu członkostwa Kijowa w Pakcie Północnoatlantyckim. Na to przyjdzie jeszcze czas.

Już dziś armia ukraińska w znaczącej mierze jest kompatybilna z armiami NATO-wskimi

Ale skoro o oczywistościach mowa, to jest jeszcze jedno: nie ma innej ścieżki dla takiej Ukrainy, jaką dziś jest nasz walczący o swoją państwowość sąsiad i sojusznik, niż uczestnictwo w Pakcie.

Czytaj więcej

Szwecja już prawie w NATO. Turcja zaskoczyła wszystkich i wycofała swój sprzeciw

Dlaczego? Po pierwsze, związki Kijowa ze stolicami państw będących filarami NATO, a zwłaszcza z Waszyngtonem, poszły zbyt daleko, by Kijów chciał albo nawet mógł się z nich wycofać. Po drugie, kwestia współpracy wojskowej i uzbrojenia. Już dziś armia ukraińska w znaczącej mierze jest kompatybilna z armiami NATO-wskimi.

NATO gwarantem, że raz zakończony konflikt nie powróci

Jest też kwestia ostatnia, najrzadziej dostrzega, choć moim skromnym zdaniem najważniejsza. Po wygranej wojnie z Rosją – w co trzeba wierzyć – Ukraina będzie dysponowała jedną z najlepiej wyćwiczonych w boju i uzbrojonych po zęby armii świata. Będzie to potencjał militarny, jakiego nie można lekceważyć. Dlatego jedyną szansą na kontrolowanie tej groźnej potęgi będzie włączenie jej do zasobu wojskowego paktu, poddanie wspólnemu dowództwu i strategicznej kontroli. Bez takich hamulców prędzej czy później musi nad Dnieprem wygrać perspektywa rewanżyzmu – nie mam w tej kwestii wątpliwości. Czy ktoś tego pragnie? Tuż za granicami sojuszu? My w Warszawie najmniej.

Dylemat, przed jakim stoją uczestnicy szczytu NATO w Wilnie, wydaje się dość oczywisty. Nie „czy”, ale „kiedy” Ukraina w NATO. I „jaka”. Czy w granicach sprzed 2014 roku? Stabilna i koncentrująca się na odbudowanie państwa, wzmacnianiu demokracji i praworządności. Czy inna, przymuszona do zgniłego kompromisu i dysząca rządzą zemsty wobec imperialnej Rosji?

Ta druga byłaby jak beczka prochu, wciąż grożąca wybuchem kolejnej fazy konfliktu na Wschodzie. Taka Ukraina stałaby się bardzo problematycznym członkiem NATO, więc liderzy sojuszu mają dodatkową motywację, by nie limitować pomocy, a wręcz nasilić wsparcie dla walczącego Kijowa. Zysk będzie podwójny: zwycięstwo w konfrontacji z Moskwą może wygasić lub na długi czas przytłumić imperialne ambicje Rosji, a przy okazji też ustabilizować Ukrainę, wzmacniając gwarancje pokojowej ścieżki jej rozwoju. W takiej postaci mogłaby być równoprawnym członkiem sojuszu.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska