Korespondencja z Kataru
Kiedy mecz otwierający pierwszy mundial w świecie arabskim miał się ku końcowi, trybuny opustoszały. Wystrojeni w dżalabije miejscowi najpierw siedzieli na trybunach jak w teatrze, a później utworzyli na schodach biały strumień w kierunku wyjścia. Ich zespół wyglądał jak najgorsza drużyna mundialu, oni pokazali zaś oblicze najbardziej zobojętniałych kibiców.
Futbol wkroczył na ziemię, gdzie cenionymi sportami są raczej wyścigi wielbłądów, sokolnictwo czy ukochany przez imigrantów krykiet, a nie bieganie za piłką po boisku - nawet klimatyzowanym. Piłka nie do końca jest u siebie, w przeciwieństwie do szefa światowej federacji Gianniego Infantino, który mógłby powiedzieć - jak przystało na mieszkańca Dauhy - że czuje się jak w domu.
Czytaj więcej
Mecz otwarcia mundialu miał być dla gospodarzy świętem, ale okazał się stypą. Katar przegrał z Ekwadorem 0:2, oba gole strzelił Enner Valencia. Nie wszystko w sporcie można jeszcze kupić.
Kibice odkrywają nowe terytorium, ale futbol - wbrew pozorom - nie gra meczu na wyjeździe. Piłka przestała być własnością Zachodu. Katarczycy, Saudyjczycy, a jeszcze niedawno Rosjanie przez lata inwestowali w kluby i rozgrywki, infiltrowali też najwyższe władze. Mundial to tylko kolejny akt przesuwania sportu na Wschód, czyli tam, gdzie są pieniądze.