Prezes LPP zapewniał też, że tezy postawione w raporcie Hindenburg Research są nieprawdziwe. – LPP, wbrew temu, co mówi raport Hindenburg Research, nie prowadzi działalności operacyjnej w Rosji, nie sprzedaje, nie zarządza, nie jest właścicielem bezpośrednim ani pośrednim żadnej ze spółek wymienionych w raporcie. Również fundacja, którą założyłem, ani żaden z jej beneficjentów, pośrednio i bezpośrednio, nie ma żadnych powiązań z transakcją sprzedaży spółki rosyjskiej – przekonywał Piechocki.
W pierwszych kilkudziesięciu minutach poniedziałkowej sesji akcje LPP zyskiwały około 9 proc., ale w trakcie telekonferencji i później inwestorzy coraz tłumniej wracali na rynek. Zarząd zapowiedział m.in. chęć podzielenia się zyskami w formie skupu akcji. Po południu walory właściciela takich marek, jak Reserved czy Sinsay, zyskiwały 35 proc., przekraczając pułap 15 tys. zł. Do odrobienia strat droga była jeszcze daleka, bo w czwartek na zamknięciu za akcję LPP płacono 17 830 zł. – Wierzę, że każdy, kto stracił na tej manipulacji, szybko straty odrobi, bo firma ma bardzo silne fundamenty i perspektywy rozwoju – zapowiedział Piechocki. Hindenburg Research zarzuciła LPP m.in. sprzedaż towarów na rynek rosyjski przez Kazachstan, co mogło być źródłem dynamicznego rozwoju grupy w ostatnich latach. W poniedziałek po południu i po telekonferencji zarządu LPP firma Hindenburg Research za pośrednictwem portalu X podtrzymała swoje tezy. Według niej sprzedaż na rynek rosyjski odbywa się przez agentów handlowych. Podkopało to morale inwestorów, a kurs na kilkadziesiąt minut przed końcem sesji rósł już „tylko” o 20 proc., do 13 500 zł.
– Biznes rosyjski został sprzedany w 2020 r. do niepowiązanego inwestora. Transakcja sprzedaży spółki ma wymiar rzeczywisty i definitywny. LPP nie wróci do Rosji – deklarował Piechocki. – Mamy spółkę w Kazachstanie i wysyłamy do niej towary, ale wartość obrotu to około 15 mln dolarów rocznie – przypomniał Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes LPP. Rozbieżności w raporcie finansowym w wersji polskiej i angielskiej, na które zwróciła uwagę wywiadownia, tłumaczył pomyłką.
Wyższe tempo rozwoju LPP
W poniedziałek LPP zaprezentowała wstępne wyniki za IV kwartał. – To był bardzo dobry kwartał i bardzo dobry rok. Wracamy do dobrych dynamik sprzedaży, a wzrost kosztów jest mniejszy niż wzrost marży i sprzedaży – zauważył Lutkiewicz. Zarząd spółki jest za podziałem zysku w wysokości 570 zł na akcję, prawdopodobnie w formie buybacku. LPP zamierza w tym roku otworzyć około 700 sklepów ogółem. – Największy potencjał widzimy w marce Sinsay – przyznał Piechocki. Jak wspomniał, 95 proc. sklepów pod tą marką otwieranych jest w małych miejscowościach. – To nam daje duży potencjał rozwoju. Sinsay ma tę przewagę, że ma szeroką ofertę i atrakcyjną cenę. Równoległa sprzedaż w kanale internetowym daje klientom poczucie bezpieczeństwa – stwierdził Piechocki. Jak dodał, I kwartał tego roku w grupie powinien być dobry, a sprzedaż będzie większa niż w zeszłym roku. – Mamy przed sobą wspaniałe perspektywy rozwoju i wierzę, że LPP w ciągu trzech lat będzie dwa razy większą firmą niż dzisiaj – ocenił prezes. Co do działalności na rynku białoruskim zapowiedział, że nie ma planów jej rozwoju.
– Spółka jest bardziej niż dotąd optymistyczna, jeśli chodzi o potencjał rozwoju Sinsay. W 2024 r. planuje otworzyć 620 sklepów tej marki, a w kolejnym ponad 850, więc tempo przyspiesza. Ponadto chce rozwijać e-commerce w marce Sinsay – komentuje Sylwia Jaśkiewicz, analityczka DM BOŚ. – Wydaje się, że spółka zaadresowała pytania, które pojawiały się po publikacji raportu Hindenburg Research, z dość mocnymi deklaracjami braku powrotu na rynek rosyjski – dodaje analityczka.