Po 3,5 miesiąca od wprowadzenia stanu epidemii w Polsce kondycja gospodarki z pozoru nie wygląda źle. Większość firm może działać prawie normalnie, Polacy zaś – wbrew obawom – dosyć chętnie pozwalają sobie na duże zakupy konsumpcyjne, a nawet tłumnie ruszyli na wakacje. I to w kraju, wspierając w ten sposób najbardziej dotkniętą pandemią branżę turystyczną.
Czytaj także: Epidemia pesymizmu nie mija
Nie widać też lawinowego wzrostu bezrobocia, masowych zwolnień czy fali spektakularnych bankructw firm. Minister finansów Tadeusz Kościński przekonuje, że najgorsze już za nami, a przed nami tzw. V-kształtne odbicie, czyli szybki powrót do stanu przed pandemią.
Rzeczywistość nie jest jednak tak różowa – replikują ekonomiści. – Rzeczywiście, najgorsze, czyli okres lockdownu, mamy już za sobą, jednak wciąż stoimy na bardzo grząskim gruncie – ocenia Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. – Trzęsienie ziemi przeżyliśmy, ale trzeba się spodziewać wstrząsów wtórnych – komentuje też Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polski.