Nie widać drogi powrotu do świata taniego pieniądza

Główne banki centralne rozpoczną wkrótce łagodzenie polityki pieniężnej, ale nie obniżą stóp procentowych do poziomu sprzed pandemii. Nie zrobi tego też NBP.

Aktualizacja: 14.12.2023 12:18 Publikacja: 06.11.2023 03:00

Możliwe, że RPP pod przewodem Adama Glapińskiego obniży stopy w listopadzie

Możliwe, że RPP pod przewodem Adama Glapińskiego obniży stopy w listopadzie

Foto: Bloomberg

Rada Prezesów Europejskiego Banku Centralnego na październikowym posiedzeniu utrzymała stopy procentowe bez zmian, przerywając cykl dziesięciu z rzędu podwyżek. W zeszłym tygodniu na stabilizację stóp na drugim posiedzeniu z rzędu zdecydowali się też decydenci z amerykańskiej Rezerwy Federalnej oraz Banku Anglii. Ta seria decyzji głównych banków centralnych utwierdziła obserwatorów polityki pieniężnej w przekonaniu, że cykl jej zacieśniania dobiegł końca, a stopy procentowe na świecie w najbliższych miesiącach ruszą w dół. Zmiana reżimu w polityce pieniężnej głównych banków centralnych może stworzyć dogodne warunki do dalszego łagodzenia polityki pieniężnej w Polsce. W listopadzie, jak przewiduje większość ekonomistów, RPP będzie kontynuowała rozpoczęty we wrześniu cykl obniżek stóp procentowych, ale potem zrobi pauzę. Jej długość będzie zależała m.in. od tego, co się będzie działo ze stopami na Zachodzie. Już w listopadzie główna stopa procentowa NBP znajdzie się prawdopodobnie na poziomie 5,5 proc., zrównując się z główną stopą Fedu. Trudno sobie wyobrazić, że inwestorzy tolerowaliby w Polsce niższą stopę niż w USA przy dwukrotnie wyższej inflacji.

O ile bliski początek cyklu łagodzenia polityki pieniężnej na świecie można uznać za pewnik, o tyle jego tempo jest niejasne. Jeszcze niedawno na rynkach finansowych wyraźne były oczekiwania, że obniżki stóp procentowych na świecie będą niemal równie gwałtowne co wcześniejsze podwyżki. Dziś wydaje się to mało prawdopodobne. Wygląda bowiem na to, że tzw. naturalne (bądź neutralne) stopy procentowe, które od przełomu stuleci były w trendzie spadkowym, dziś są nieco wyżej niż przed wstrząsami z ostatnich lat (pandemia Covid-19, szok energetyczny, wojna w Ukrainie) i będą jeszcze rosły. To zaś oznaczałoby, że stopy banków centralnych nie będą mogły wrócić do poziomu sprzed tych wstrząsów.

Czytaj więcej

Pięć nazwisk na liście głównych kandydatów na stanowisko szefa KNF

Naturalna stopa procentowa to stopa stabilizująca inflację na poziomie celu banku centralnego (w Polsce wynosi on 2,5 proc.). Choć jest to wielkość nieobserwowalna, którą można jedynie szacować na podstawie modeli ekonomicznych, to odgrywa ważną rolę we współczesnej bankowości centralnej. Gdy inflacja jest w celu banku centralnego, ustalenie stóp procentowych na poziomie stopy naturalnej nie powinno gospodarki ani stymulować, ani schładzać.

W największym uogólnieniu – stopę naturalną determinuje podaż oszczędności (kapitału) i popyt na te oszczędności (popyt inwestycyjny). Wpływ na nią ma więc wszystko to, co kształtuje skłonność uczestników życia gospodarczego do oszczędzania i inwestowania. W rozwiniętych gospodarkach realna stopa równowagi (to jeszcze inne określenie na stopę naturalną) w ostatnich dekadach była w trendzie spadkowym i tuż przed pandemią Covid-19 według większości oszacowań wynosiła średnio niespełna 1 proc., a w niektórych regionach (np. w strefie euro) była ujemna. Trend spadkowy było widać również w Polsce. Jak wynika z nowego opracowania ekonomistów z NBP, realna stopa naturalna nad Wisłą zmalała z około 2,7–4,5 proc. w 2003 r. do 1,5–1,8 proc. w 2022 r. Wszędzie przyczyniało się do tego starzenie się ludności, ale też niemrawe tempo wzrostu produktywności (tzw. sekularna stagnacja).

Nowe prognozy, a także wypowiedzi przedstawicieli banków centralnych sugerują, że ten okres spadku naturalnych stóp dobiegł końca. Jednym z powodów jest to, że zakończył się okres delewarowania (oddłużania) zapoczątkowany przez globalny kryzys finansowy. Dotyczy to również rządów, które w następstwie pandemii zaczęły swobodniej podchodzić do kwestii zadłużenia. To oznacza z jednej strony większy popyt, a z drugiej większą podaż obligacji, czyli popularnych instrumentów oszczędnościowych. Duże nadzieje wiązane są również z rewolucją AI, która ma szansę podbić tempo wzrostu produktywności, oraz z zieloną transformacją, która powinna pobudzić popyt inwestycyjny. Czynnikiem niepewności pozostaje demografia. Starzenie się ludności w największych gospodarkach, a także w Polsce, postępuje, ale część ekonomistów uważa, że jego charakter się zmienia. Dużą skłonnością do oszczędzania cechują się osoby pracujące, które zbliżają się do wieku emerytalnego, a nie sami emeryci. Im więcej będzie osób starszych, ale już nieaktywnych zawodowo, tym wolniej rosła będzie podaż oszczędności.

Jak szacują ekonomiści z firmy analitycznej Capital Economics, w dojrzałych gospodarkach realna stopa naturalna na przestrzeni najbliższych kilku lat, do 2030 r., będzie zmierzała ku 1,5 proc., przy czym w USA może sięgnąć 2 proc. Podobnego zdania jest Lawrence Summers, były amerykański sekretarz skarbu. Analitycy z Oxford Economics, którzy swoje przewidywania ograniczają do USA, są ostrożniejsi: sądzą, że stopa równowagi wzrośnie tam z około minus 0,7 proc. dziś do nieco ponad zero procent w 2030 r. Autorzy wspomnianego polskiego opracowania również dostrzegają siły, które mogą wytrącić naturalną stopę procentową nad Wisłą z trendu spadkowego. W ich ocenie nie będzie to jednak oznaczało jej wzrostu, tylko raczej zbieganie szacunków z różnych modeli do tego, który obecnie pokazuje najwyższą stopę, czyli do około 1,5 proc. Jakie ma to implikacje dla polityki pieniężnej?

Banki centralne kształtują nominalne stopy procentowe. Jeśli realna naturalna stopa w Polsce wynosi 1,5 proc., to przy inflacji zgodnej z celem NBP główna stopa tej instytucji powinna wynosić 4 proc. Dopóki prognozy nie dają szansy na powrót inflacji do celu w horyzoncie oddziaływania polityki pieniężnej, główna stopa NBP musi być odpowiednio wyżej, aby polityka pieniężna pozostawała restrykcyjna. To sugeruje, że przestrzeń do obniżek stóp wyczerpuje się na poziomie sporo powyżej 4 proc. W przypadku USA należy oczekiwać spadku głównej stopy w okolice 2,5–3,5 proc., a w strefie euro nieco niżej. Wszędzie oznaczałoby to stabilizację stóp wyraźnie wyżej niż przed pandemią (w Polsce stopa referencyjna NBP wynosiła wtedy 1,5 proc.) i to przy założeniu, że inflacja zostanie już opanowana – co nie jest przesądzone. Część z tych sił, które podnoszą realną stopę naturalną, może trwale podwyższać również inflację.

Rada Prezesów Europejskiego Banku Centralnego na październikowym posiedzeniu utrzymała stopy procentowe bez zmian, przerywając cykl dziesięciu z rzędu podwyżek. W zeszłym tygodniu na stabilizację stóp na drugim posiedzeniu z rzędu zdecydowali się też decydenci z amerykańskiej Rezerwy Federalnej oraz Banku Anglii. Ta seria decyzji głównych banków centralnych utwierdziła obserwatorów polityki pieniężnej w przekonaniu, że cykl jej zacieśniania dobiegł końca, a stopy procentowe na świecie w najbliższych miesiącach ruszą w dół. Zmiana reżimu w polityce pieniężnej głównych banków centralnych może stworzyć dogodne warunki do dalszego łagodzenia polityki pieniężnej w Polsce. W listopadzie, jak przewiduje większość ekonomistów, RPP będzie kontynuowała rozpoczęty we wrześniu cykl obniżek stóp procentowych, ale potem zrobi pauzę. Jej długość będzie zależała m.in. od tego, co się będzie działo ze stopami na Zachodzie. Już w listopadzie główna stopa procentowa NBP znajdzie się prawdopodobnie na poziomie 5,5 proc., zrównując się z główną stopą Fedu. Trudno sobie wyobrazić, że inwestorzy tolerowaliby w Polsce niższą stopę niż w USA przy dwukrotnie wyższej inflacji.

Pozostało 81% artykułu
Gospodarka
Największy kryzys wizerunkowy w historii MFW. Jednak będzie powrót do Rosji
Gospodarka
Odbudowa po powodzi uderzy w inne inwestycje?
Gospodarka
Polska właśnie dostała lek na kaca po stracie fabryki Intela
Gospodarka
Viktor Orban „przejechał” się na elektrykach. Gospodarka już cierpi
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Gospodarka
MFW odwołuje misję do Rosji. To nie były „problemy techniczne”