Na wsparcie firm w okresie pandemii PFR przekazał firmom potężne kwoty. Jakie są efekty tej pomocy?
Zakończyliśmy już udzielanie wsparcia w ramach tarczy finansowej. Pomoc dostało 352 tys. przedsiębiorstw. W ramach tarczy trafiło do nich łącznie 73,2 mld zł. Umorzyliśmy z tego prawie 44 mld zł. A łączna kwota subwencji, które wrócą do PFR, to przeszło 29 mld zł. Co ciekawe, pomoc przyznaliśmy też ponad 150 bardzo dużym firmom, w tym także tym o wielkim znaczeniu dla polskiej gospodarki. Praktycznie wszystkie firmy, które wsparliśmy, przetrwały i kontynuują działalność. Co więcej, zwiększyły zatrudnienie łącznie o 4 proc., a 90 proc. z nich w ogóle nie zwalniało pracowników. Efekt jest taki, że sektor przedsiębiorstw wszedł w okres kolejnych turbulencji, tym razem związanych z wojną w Ukrainie, w dobrej kondycji. Mamy więc zdrowy rynek pracy, zdrowy sektor przedsiębiorstw, silny popyt, bo koniunktura w gospodarce mocno odbiła, a nasz wzrost PKB względem czwartego kwartału 2019 r. jest największy w Unii Europejskiej. Udało nam się wszystko ładnie odbudować po pandemii. Problemem jest jednak to, że silny popyt spotkał się z szokiem podażowym, czyli niewystarczającą dostępnością produktów po okresie pandemii. To jedna z przyczyn wysokiej inflacji.
Część ekonomistów zarzuca rządowi, że pomógł rozpędzić się inflacji, bez opamiętania dosypując pieniądze do kieszeni obywateli, także w ramach tarczy finansowej. Przekonują, że tu tkwi sedno problemu, że nie można całej winy zrzucić na pandemię i na wojnę. I to odróżnia nas od reszty Europy.
Nie zgadzam się z tym. Co więcej, ci sami ekonomiści w okresie pandemii przekonywali, że pieniędzy na wsparcie firm jest za mało. Prawda jest taka, że do pandemii polska gospodarka rozwijała się bardzo stabilnie. Średnioroczna inflacja utrzymywała się na poziomie 1,5 proc. i była podobna do tej w strefie euro. Towarzyszył temu stabilny, średnio 4-proc. wzrost gospodarczy, dwukrotnie wyższy niż w strefie euro. W 2019 r. dynamika płac zaczęła przyspieszać, wzrosły też ceny urzędowe usług komunalnych. To spowodowało pierwsze podbicie inflacji, do około 4 proc. Przyszła recesja wywołana pandemią. Pojawiło się ryzyko poważnych konsekwencji dla rynku pracy, wysokiego bezrobocia i upadłości firm. Rząd zareagował tarczami antykryzysowymi w skali, która jest praktycznie identyczna jak średnia w UE. Koszt naszych tarcz to 8 proc. PKB i to jest mniej więcej średnia unijna. Zgodnie z zasadami ekonomii, gdy mamy lukę popytową i recesję, taka stymulacja w celu stabilizowania gospodarki jest jak najbardziej uzasadniona. Tym bardziej że pomoc w ramach tarczy finansowej to nie były puste czeki dla pracowników jak w USA. Wsparcie trafiało do firm jako pożyczki, a ich umorzenie po roku zależało od tego, czy firmy te pieniądze wydały na utrzymanie miejsc pracy, czy je rzeczywiście utrzymały bądź czy miały rzeczywiste straty. Te pieniądze nie rozlały się więc bezpośrednio na konsumpcję, ale stanowią bufor finansowy firm widoczny w depozytach przedsiębiorstw. A dzięki tarczy udało się powstrzymać wzrost bezrobocia o ponad 600 tysięcy bezrobotnych. Wywołany pandemią silny szok podażowy, związany m.in. z zerwaniem się łańcuchów dostaw, spowodował jednak kolejny skok inflacji po odbudowie popytu, do poziomu około 6 proc. Czyli jedna czwarta dzisiejszej inflacji to rynek pracy jeszcze z okresu przed pandemią, jedna czwarta to przyczyny covidowe, związane z problemami z łańcuchami dostaw, ale też oczywiście w jakimś stopniu wynika ona ze wzrostu podaży pieniądza czy stymulacji fiskalnej. Ceny elektryczności wzrosły w 2021 r. w wyniku spekulacyjnych kilkukrotnych zwyżek cen CO2. Gdyby na tym się skończyło, doszlibyśmy do inflacji na poziomie 6–7 proc. Nic poważnego więcej by się nie stało. Cała reszta inflacji to skok wywołany ewidentnie przez Putina, którego działania spowodowały gwałtowny wzrost cen gazu na jesieni zeszłego roku. Ale nawet po tym mieliśmy szansę na szczyt inflacji w lutym na poziomie około 9 proc. Niestety, agresja Rosji na Ukrainę wywołała potężny skok cen paliw, węgla i żywności. Inflacja gwałtownie podskoczyła do 13,9 proc. i stała się głównym wyzwaniem. Dla większości świata.
Tak, ale u nas ten problem jest szczególnie dotkliwy. Inflacja w większości krajów UE jest jednak znacząco niższa. Średnia unijna to ok. 8 proc. My mamy prawie 14.