„Postęp prac przeciwko wyzyskowi jest boleśnie powolny, pomimo inwestycji politycznego kapitału, środków i wiedzy” – napisała na portalu Światowego Forum Ekonomicznego Anne Gallagher, prawnik i badacz, ekspert w dziedzinie praw człowieka i handlu ludźmi.
Jej zdaniem na temat współczesnych form niewolnictwa pokutują cztery fałszywe przekonania: że znamy rozmiar zjawiska, że sądy skutecznie walczą z handlarzami, że chodzi tylko o łańcuchy dostaw i że znamy skuteczne rozwiązanie. Nic z tych rzeczy nie jest prawdą.
Według Globalnego Indeksu Niewolnictwa na świecie żyje 46 mln osób, których sytuację można zakwalifikować jako niewolniczą. Połowa z nich żyje w 5 krajach: w Indiach, Chinach, Pakistanie, Bangladeszu i Uzbekistanie. Krajem o najwyższym odsetku zniewolonych obywateli – 4,37 proc. – jest Korea Północna. W Polsce kryteria przymusowej pracy spełnia ok. 180 tys. osób, głównie imigrantów z uboższych państw, pracujących w branży budowlanej, rolnictwie i handlu detalicznym.
To jednak tylko szacunki. Zdaniem Gallagher prawda jest bardziej bolesna – nikt tak naprawdę nie wie, jakie są rozmiary zjawiska. Wiemy za to, że nie wszystkie zarejestrowane przypadki nadużyć są karane. Nawet sprawy, które wywołują rozgłos na Zachodzie – jak produkcja krewetek w Tajlandii dla Walmarta, Tesco i Carrefoura czy szwalnie w Bangladeszu – dotyczą jedynie eksportu produktów, a wcale nie dotykają biznesów wewnątrz kraju.
Choć autorytety religijne, społeczne i polityczne regularnie wypowiadają się o potrzebie eliminacji niewolnictwa na świecie, badaczka nie podziela ich optymizmu.