Złoty silnie niedoszacowany indeksem Big-Maca

Według ostatniego indeksu Big Maca, przeprowadzonego przez The Economist, niedoszacowanie złotego wynosi nawet 44 proc. Czy to oznacza zbliżającą się aprecjację?

Aktualizacja: 24.01.2018 09:13 Publikacja: 24.01.2018 07:47

Indeks Big Maca jest nieformalnym wskaźnikiem opracowanym przez brytyjski tygodnik The Economist, wprowadzonym przez nich w połowie lat 80. zeszłego wieku. Indeks sprawdza w praktyce odchylenia od tzw. prawa jednej ceny, które zakłada, że dane dobro w każdym z krajów kosztuje tyle samo. W rzeczywistości jednak różnice pomiędzy cenami tego samego dobra występują i wynikają na przykład z różnic w zapotrzebowaniu na to konkretne dobro.

Parytet siły nabywczej nie jest na ogół obliczany przy użyciu ceny jedynie jednego dobra, ale wyjątkiem od tej reguły jest właśnie wskaźnik Big Maca, który tygodnik The Economist przedstawia systematycznie na swoich łamach. Przeliczanie z walut lokalnych odbywa się po bieżącym kursie, dlatego różnica cen wskazuje, o ile kurs danej waluty wobec dolara amerykańskiego odbiega od tego oszacowanego za pomocą metody ceny jednego dobra.

Od czasu ostatniej publikacji indeksu w lipcu zeszłego roku tanie waluty zmniejszyły lukę w wycenie w stosunku do dolara - prawie całkowicie w przypadku dolara kanadyjskiego i brazylijskiego reala oraz zauważalnie w przypadku korony duńskiej i euro. Jedyną walutą, dla której luka się zwiększyła, jest turecka lira.

Średni koszt Big Maca na początku roku wynosił w USA 5,28 dolarów. Dla porównania w strefie euro (ważony przez PKB) wynosił on 3,95 EUR, czyli 4,84 USD po aktualnym kursie wymiany. Oznacza to, że euro jest niedowartościowane o 8,4 proc. w stosunku do dolara, naszego benchmarku. Ostatnim razem niedowartościowanie wynosiło aż 16 proc. Euro aprecjonowało po tym, jak Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, zasugerował na konferencji w Sintrze w Portugalii, że zakupy obligacji przez bank mogą wkrótce zostać ograniczone.

Zmierzony w stosunku do koszyka walut, dolar nadal wygląda drogo. Tylko w trzech krajach (Szwajcaria, Norwegia i Szwecja) hamburgery kosztują więcej, w oparciu o bieżące kursy wymiany. Niekoniecznie jest to oznaką, że w tych krajach deprecjacja jest opóźniona. Koszt burgera zależy częściowo od tzw. niehandlowych czynników produkcji, takich jak czynsz i płace, które są wyższe w krajach bogatych na obrzeżach strefy euro. Cena posiłku może więc nie być dobrym wskaźnikiem, jak konkurencyjny jest dany kraj na rynkach dóbr zbywalnych. Dla przykładu waluty szwajcarska i norweska wyglądają na drogie, ale oba kraje notują duże nadwyżki handlowe.

Wśród bogatych krajów tylko waluty brytyjskie i japońskie wyróżniają się jako okazje. Funt jest tani z powodu brexitu. Jenowi może być trudniej pozostać tak tanim. Euro pokazało, że najdelikatniejsze ślady końca łatwej polityki pieniężnej mogą wywołać gwałtowny wzrost. Japońska waluta może mieć wkrótce swój własny "moment Sintry", mówi Kit Juckes z Société Générale. Dla tych, którzy czują, że przegapili euro po okazyjnych cenach, istnieją inne sposoby obstawienia rosnącej siły gospodarki strefy euro. Polska i Czechy mają silne powiązania ze strefą euro oraz solidny wzrost PKB. Polski złoty jest obecnie niedowartościowany aż o 44 proc. wobec dolara, a czeska korona o 28 proc. Zastrzeżenie odnoszące się do Szwajcarii, Norwegii i Szwecji ma zastosowanie w odwrotnej sytuacji do rynków wschodzących, gdzie czynsze i płace są niższe niż w bogatym świecie. Ogólnie rzecz biorąc, wskaźniki walutowe oparte na parytecie siły nabywczej najlepiej sprawdzają się przy porównywaniu krajów o podobnych dochodach. Mimo to wiele walut na rynkach wschodzących wygląda na tanie. Na przykład rosyjski rubel jest nadal niedowartościowany o 57 proc., nawet po wielkim powrocie wyższych cen ropy. Rand w RPA jest prawie tak samo tani. Zjedzcie hamburgery z Johannesburgerczykami.

Indeks Big Maca jest nieformalnym wskaźnikiem opracowanym przez brytyjski tygodnik The Economist, wprowadzonym przez nich w połowie lat 80. zeszłego wieku. Indeks sprawdza w praktyce odchylenia od tzw. prawa jednej ceny, które zakłada, że dane dobro w każdym z krajów kosztuje tyle samo. W rzeczywistości jednak różnice pomiędzy cenami tego samego dobra występują i wynikają na przykład z różnic w zapotrzebowaniu na to konkretne dobro.

Pozostało 88% artykułu
Finanse
Złoto po 3000 dolarów za uncję w 2025 roku?
Finanse
Pieniądze z rezerwy emerytalnej nie wystarczą nawet na trzy miesiące
Finanse
Najlepszy produkt długoterminowego oszczędzania
Finanse
Zakaz kopania kryptowalut w Rosji. Brakuje prądu do produkcji broni
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Partnera
Zadbajmy lokalnie o bankowość dla firm